Aktualności | Jest taka ulica...

Jest taka ulica...

Jest taka ulica...

Published: 14.08.2020 / Section: Miasto 

Jana Śliwki, dawna Hegenscheidtstrasse. Kamienice sukcesywnie remontowane wzdłuż jej śladu zachęcają dziś do spacerów i odkrywania dawnego piękna tej okolicy. Czy przechodząc tamtędy, macie Państwo świadomość, że znajdujecie się w jednym z najstarszych fragmentów naszego miasta? Że w XVIII, XIX wieku i w pierwszej połowie XX stulecia było to miejsce tętniące życiem towarzyskim, gwarne i… najbardziej polskie?

Zacznijmy od gliwiczanina, który od lat jest patronem ulicy, Jana Śliwki. Działał aktywnie w stowarzyszeniach katolicko-narodowych stawiających sobie za cel integrację Śląska (w tym i Gliwic) z Polską, m.in. w Towarzystwie św. Alojzego, a po jego rozwiązaniu w Towarzystwie Polskim Harmonia. Jeszcze wcześniej, bo w 1901 r., wraz ze swoim ojcem był jednym z założycieli Banku Ludowego w Gliwicach. Bank wpierał polskich rolników i przedsiębiorców. Z tych wszystkich względów Jan Śliwka był dla Niemców co najmniej kłopotliwy, a dla nazistów zyskał status persona non grata. Po wybuchu II wojny światowej trafił do obozu w Buchenwaldzie, gdzie zginął w 1940 r. W internecie próżno szukać informacji na jego temat. Dobrze, że nazwa ulicy nie pozwala o nim zapomnieć.

Przed wojną ul. Jana Śliwki nosiła nazwę innego obywatela, Hegenscheidta.

Przy Hegenscheidtstrasse można było zrobić różnorakie zakupy, odpocząć i miło spędzić czas w bardziej eleganckich, dużych i małych lokalach gastronomicznych oraz gospodach. O miejscach tych traktuje pełen drobiazgowych informacji artykuł dr Małgorzaty Kaganiec Lokale gliwickie do 1945 roku. „Można tam było spotkać znajomych i w oparach dymu tytoniowego przy kuflu piwa, lampce wina lub filiżance kawy podyskutować z nimi o sprawach politycznych, miejskich i towarzyskich, usłyszeć najnowsze plotki lub poczytać gazety, pograć w szachy, bilard, karty. Gdzieniegdzie w ustronnych pokoikach na zapleczu uprawiano pokątny hazard, prowadzono nie zawsze legalne interesy, umawiano się na dyskretne spotkania potępiane przez opinię publiczną. Lokale były też miejscem zebrań działających w mieście stowarzyszeń i partii politycznych(…)”.

Praktykowane było odwiedzanie swoich lokali. I tak restauracja z ogródkiem pod numerem 19, należąca do Jana Opitzy, była ulubionym lokalem Związku Sportowego Towarzystwa Gimnastycznego Sokół. Budynek z nr 33 mieścił gospodę Karola Klehra. Rozbudowany w 1919 r. o dodatkową salkę, był miejscem imprez artystycznych m.in. w języku polskim. W tym też miejscu Towarzystwo Śpiewu Harmonia miało swoje zebrania i organizowało przedstawienia teatralne. W trakcie rozmowy ze mną, Małgorzata Kaganiec żartobliwie podsumowała prace nad artykułem o tych (i nie tylko) miejscach: „Zbieranie materiałów zajęło mi trzy lata, pisanie trwało trzy miesiące, a czytelnik przeczyta tekst w 30 minut”. Tym bardziej, Pani Małgorzato, doceniam trud badacza i dziękuję za tę arcyciekawą publikację.

Nie wszystkie budynki z ul. Jana Śliwki dotrwały do naszych czasów.

Obiekt nr 32 już nie istnieje. O przeszłości tego miejsca, zarośniętego dziś zielenią, przypominają resztki dekoracji sztukatorskich zachowanych na bocznej ścianie przylegającego niegdyś do „32” budynku nr 34. Zainteresowanym przypominam zatem, że na początku XX wieku stał tam reprezentacyjny obiekt, w którym mieściła się m.in. restauracja zwana Eiskeller, później Reder. Przez jakiś czas była tam również sala kinowa, teatralna, taneczna, a nawet (po wojnie) szermiercza. W 1999 r. obiekt rozebrano ze względu na jego katastrofalny stan. Co ciekawe, w literaturze informacje o budynkach nr 32 i 34 mieszają się, a to z uwagi na tego samego właściciela. Dlatego muszę sprostować – nr 32 nigdy nie był siedzibą jednej z drukarń należących do rodziny gliwickich wydawców, Neumannów. Informacja ta być może dotyczy kamienicy nr 34.

Inny zaskakująco urokliwy zabytek, który na szczęście dotrwał do naszych czasów, to domek ogrodowy przy ul. J. Śliwki 5a. Zachował się i dzięki obecnym właścicielom jest sukcesywnie remontowany. Nie zobaczymy go jednak od strony ulicy (ktoś bardzo dociekliwy dojrzy wieżyczkę wyłaniająca się zza budynków stojących w pierzei). Domek ogrodowy zbudowany w 1894 r. w stylu eklektycznym z elementami renesansu niderlandzkiego był własnością Józefa Stacha. Skąd o tym wiemy? Na ścianie budynku widnieje do dziś data powstania i inicjały jej właściciela. Mnie osobiście natomiast podoba się detal obiektu frontowego, piątka z dekoracją w stylu Art Déco.

Budynku szkoły przy ul. Jana Śliwki 8 nie sposób pominąć!

Duży, reprezentacyjny, „zawładnął” ulicą. Budowla została wzniesiona w stylu historyzującym (neorenesansowym) z elementami secesji z charakterystycznymi elewacjami z czerwonej cegły klinkierowej. Projektantem był Wilhelm Kranz. Gmach szkolny o wysokości 20 m w ówczesnych czasach widoczny był nawet z ul. Zwycięstwa, a szczególnie jego wieża zegarowa. Bardzo ciekawie rozwiązano rzut szkoły, a mianowicie środkowa część obiektu, wyższa, czterokondygnacyjna, została wycofana w głąb działki. Uzyskano w ten sposób lepsze oświetlenie pomieszczeń klasowych, a zarazem reprezentacyjne przedpole przed szkołą. Bardzo interesującą oprawę otrzymały drzwi wejściowe (w prostopadłym skrzydle oraz w części prowadzącej do klas lekcyjnych). Zostały umieszczone w płytkiej wnęce zamkniętej łukiem pełnym o podwyższonej strzałce. Wolutowe zworniki łuków ozdabiają rzeźbiarskie półpostacie (foto w galerii poniżej): dziewczynki w stroju szkolnym, z zeszytem w dłoniach, na tle rozetek kwiatowych (główne wejście) oraz półpostacią chłopca (ucznia) trzymającego hantle – tutaj tło stanowią liście dębu o symbolicznym przesłaniu. A nad bramą znalazła się półpostać srogiego nauczyciela z okularami na czubku nosa, groźnie wymachującego rysikiem i elementarzem, na tle liści laurowych. Bałabym się takiego pedagoga.

Proponuję jeszcze jeden, (ale nie jedyny) zabytek wart uwagi – kamienicę przy ul. Jana Śliwki 11a. Jak dla mnie to przykład wiedeńskiej kwadratowej secesji. I tu właściciel, Hermann Morys, zaznaczył swoją własność. To jego inicjały widnieją na elewacji kamienicy.

Jeszcze więcej ciekawych, zaskakujących informacji o ul. J. Śliwki i dzielnicy Szobiszowice będziemy mogli uzyskać w czasie jesiennych Gliwickich Dni Dziedzictwa Kulturowego organizowanych przez Muzeum w Gliwicach. Gorąco zachęcam!

Ewa Pokorska
miejski konserwator zabytków

 

dziewczynka na zworniku chłopiec na zworniku nauczyciel na zworniku