Aktualności | S. Borowski: Uratował mnie pan Schindler

S. Borowski: Uratował mnie pan Schindler

S. Borowski: Uratował mnie pan Schindler

Publié: 29.09.2015 / Section: Miasto  Życie i styl  Kultura 

Nazywam się Stanisław Borowski. Mam 93 lata. Przez 4 lata pracowałem w Emalii w Krakowie, w fabryce pana Oskara Schindlera. To był wspaniały człowiek. Uratował 1100 Żydów. Uratował też mnie...

...– wspomina w rozmowie z "Miejskim Serwisem Informacyjnym - GLIWICE" Stanisław Borowski, który w miniony piątek został uhonorowany przez Prezydenta Miasta Gliwice medalem i listem gratulacyjnym.

Stanisław Borowski urodził się w Przemyślu, a wychował w Sanoku. Podczas wojny mieszkał w Krakowie, a później, przez 60 lat w Gliwicach. Obecnie mieszka w Pszczynie, u jednej z córek. Tam dochodzi do zdrowia po złamaniu biodra. Gdy wydobrzeje, powróci  do Gliwic - do miasta, które pokochał od pierwszego wejrzenia, w którym się ożenił i wychował trójkę dzieci. W piątek, 25 września, Stanisław Borowski skończył 93 lata. Pojechaliśmy do niego z życzeniami, listem gratulacyjnym od Prezydenta Miasta Gliwice i medalem. W pięknym domu na obrzeżach Pszczyny, na piętrze, w eleganckim salonie siedział starszy pan w otoczeniu rodziny. Był promienny i od razu przeszedł do rzeczy...

Miałem 17 lat, gdy wybuchła wojna. Najpierw mama dostała skierowanie na wyjazd na roboty do Niemiec, ale ponieważ musiała zostać z rodziną, pojechał mój 15-letni brat. Później ja dostałem podobne skierowanie. Pojechałem do Krakowa, gdzie przy ul. Miodowej był punkt zbiorczy. Tam kazali nam się wykąpać, ogolili nam głowy. Wraz z jednym chłopakiem udało nam się uciec. Ja zatrzymałem się u ciotki na ul. Gęsiej. Przeczekałem 2 miesiące zanim wróciłem do Sanoka. Niedługo potem dostałem skierowanie do Baundienstu, Polskiej Służby Budowlanej. Najpierw pracowałem przy rowach melioracyjnych, a  wraz z nastaniem jesieni przenieśli mnie do fabryki Emalii przy ul. Lipowej 4. Tak poznałem pana Oskara Schindlera, jednego z najlepszych ludzi. Schindler to był wspaniały człowiek, prawdziwy przyjaciel. Traktował mnie jak syna – wspomina Stanisław Borowski.

Dobry Niemiec i zły Niemiec

„Nazywam się Oskar Schindler, jestem dyrektorem tego zakładu. Potrzebuję kogoś, kto umie rysować, kto chce pracować w zakładzie szklarskim i w kuźni”. To były pierwsze słowa Schindlera, które usłyszał 17 letni Stanisław. Bardzo chciał się wykazać, więc zgłosił się do rysunku. W biurze projektowym szybko jednak okazało się, że jego wiedza dotycząca rysunku technicznego pozostawia wiele do życzenia. Trafił na produkcję sprzętu dla wojska. Schindler zapewnił mu odzież, wyżywienie, nocleg.

Nikt z nas nie był głodny. Pracowaliśmy ciężko od godz. 6.00 do 18.00. O godz. 13.00 był obiad z kawałkiem mięsa czy kiełbasy. Mieliśmy też sklep na terenie fabryki. Można było w nim kupić chleb, masło, cukier. Pan Schindler nie dał nas skrzywdzić. To, co robiłem, nie było zgodne z moimi przekonaniami, bo robiliśmy łuski do pocisków artyleryjskich. Ale nie mieliśmy wyboru. My pracowaliśmy, a Schindler nas chronił przed innymi Niemcami. Gdy do fabryki przyjeżdżały komisje, starszych ludzi ukrywał, żeby ich nie zabrali na egzekucję. Kiedyś, od komendanta obozu koncentracyjnego w Płaszowie, wygrał w karty służącą. W ten sposób uratował jej życie. – wspomina Borowski - Komendant był bardzo okrutnym człowiekiem, każdego ranka w piżamie wychodził na balkon i dla rozrywki strzelał do jednego Żyda.

Stanisław Borowski chętnie opowiadał o swoich trudnych, ale wyjątkowych doświadczeniach. Na zdjęciu w towarzystwie Bogny Dobrakowskiej - dyrektora Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gliwicach (z lewej) oraz Agaty Ciry - dyrektora Gimnazjum nr 3 im. Noblistów Polskich w Gliwicach (z prawej), a także w otoczeniu gliwickiej młodzieży (uczniów Gimnazjum nr 3) i bliskich

W tamtych czasach Stanisław Borowski, wraz z innymi pracownikami Emalii, mieszkał w starym budynku przy ul. Zakopiańskiej. Każdego dnia doprowadzano ich do pracy w fabryce na Zabłociu.

Budynek, w którym mieszkaliśmy rozpadał się. Nie było okien, ani ogrzewania. Zima była sroga. Temperatura spadła do -20 st. C, a nam kazano spać w samej bieliźnie. Do przykrycia mieliśmy tylko cienkie koce. W fabryce poprosiliśmy pana Schindlera o możliwość zorganizowania jakiegoś pieca. Zgodził się. W porównaniu do Zakopiańskiej warunki mieliśmy dobre. Było ogrzewanie, ciepła woda do mycia – mówi Stanisław Borowski.

Schindler opiekował się Żydami, a oni nim

Podczas jednej z kontroli jeden z Niemców wrzucił coś do kwasu fosforowego, w którym czyszczono elementy osprzętu wojskowego. Młody Borowski został oblany kwasem, który zniszczył mu ubranie.

Poszedłem do pana Schindlera. Od razu załatwił mi nową odzież i powiedział, że zapłaci za naprawę butów. To był bardzo troskliwy człowiek. Wyciągnął mnie z obozu w Płaszowie. Trafiłem tam podczas łapanki w Krakowie. Po trzech dniach usłyszałem komunikat przez megafon „Stanisław Borowski ma się zgłosić na bramę”. Poszedłem. Stał tam pan Oskar Schindler. Powiedział, że mam się zbierać do fabryki, bo praca czeka. Gdy opuściliśmy obóz, kazał mi się najeść, odpocząć i na drugi dzień zgłosić się do pracy w fabryce – opowiada Borowski – Mam wielki szacunek do pana Schindlera. Gdy przenosił fabrykę do Branic, zobaczył dwa wagony pełne Żydów, które jechały do obozu. Kazał je skierować do swojej fabryki. Tak uratował życie kolejnych ludzi.

Stanisław Borowski pochodzi z Przemyśla. Wychowywał się w Sanoku. Podczas wojny mieszkał w Krakowie, a później, przez 60 lat w Gliwicach. Obecnie mieszka w Pszczynie, u jednejz córek. Tam dochodzi do zdrowia po złamaniu biodra. Gdy wydobrzeje, powróci  do Gliwic - do miasta, które pokochał od pierwszego wejrzenia, w którym się ożenił i wychował trójkę dzieci - fot. M. Foltyn

Po wojnie Oskar Schindler wyjechał do Niemiec, a później do Argentyny. Tam założył fabrykę cementu. Interes jednak nie wyszedł i wrócił do Niemiec. Tu Żydzi wzięli go pod opiekę. Płacili mu pensję, a pod koniec życia zabrali do Palestyny. Tam umarł.

– Do dziś wielu Żydów odwiedza jego grób, by złożyć uszanowanie i kamyk pamięci – wspomina Stanisław Borowski.

Po latach Stanisław Borowski wrócił do fabryki Emalii. Pojechał wraz z prof. Aleksandrem Skotnickim, który pisał wówczas książkę o Oskarze Schindlerze. W poniedziałek 28 września w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gliwicach odbyło się spotkanie obu panów.

Tekst i zdjęcia: Monika Foltyn