Biuletyn Informacyjny Urzędu Miejskiego w Gliwicach 24 lutego 2017 r.

// 24-02-2017

Czas pokazać charakter…

– Znajdujemy się w trudnym momencie i przeżywamy ciężkie chwile. Było fajnie, gdy wygrywaliśmy, ale teraz czas pokazać charakter. Musimy pokazać, że jesteśmy silni – mówił po porażce z poznańskim Lechem Radosław Murawski, kapitan Piasta Gliwice.

Forma podopiecznych Radoslava Latala nie zachwyca, ale nie jest jeszcze za późno, by na poważnie wziąć się do roboty. W przeciwnym wypadku o awansie do czołowej ósemki przed podziałem punktów i bezpiecznym ekstraklasowym bycie będziemy mogli tylko pomarzyć.

Sytuacja robi się nieciekawa. Najpierw pechowa porażka na wyjeździe z Pogonią Szczecin 1:2, a teraz brak punktów po przegranej z Lechem Poznań u siebie. W sobotni wieczór (18 lutego) na Stadionie Miejskim przy ul. Okrzei Kolejorz pewnie ograł Piasta 3:0. – Początek wyglądał dobrze. Później straciliśmy dwie bramki i grało się trudniej – mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Piasta Radoslav Latal. – Mieliśmy problemy kadrowe. Z powodu kartek nie zagrali Uros Korun i Marcin Pietrowski. Ze składu wypadł także Michal Papadopulos – tłumaczył. – Wiemy co nas teraz czeka. Spotkanie z Górnikiem (Łęczna – przyp. red.) będzie dla nas meczem o wszystko – komentował Latal.

Rzeczywiście to będzie ważny mecz. 26 lutego (niedziela) Piast pojedzie do Łęcznej, powalczyć o punkty z ostatnim obecnie w LOTTO Ekstraklasie Górnikiem (klub ma do rozegrania jeszcze jedno zaległe spotkanie). Od dna odbił się Ruch Chorzów, który w ostatniej kolejce niespodziewanie pokonał warszawską Legię i zbliżył się do Piasta. Gliwiczanie mają 22 punkty. Zajmują w tabeli trzecie miejsce od końca. – Nie chcę składać deklaracji, ani rzucać obietnic na wiatr. To byłoby najprostsze, ale sam jestem kibicem tego klubu i wiem, że gdybym czytał takie słowa, to bym się denerwował. Czas, aby było nas mniej w Internecie. Mniej udzielania się w mediach, a więcej rozstrzygnięć odnoszonych na boisku – wyznał kapitan Piasta Radosław Murawski w szczerej rozmowie na oficjalnej stronie gliwickiego klubu.

Doktorant z Gliwic w półfinale FameLab Poland

Już jutro w Centrum Nauki Kopernik przez 3 minuty prezentować będą wiedzę i umiejętności oratorskie, mówiąc o pasji i pracy badawczej. Wśród młodych badaczy znajdzie się – po raz drugi z rzędu (!) – Maciej Wiśniowski z Instytutu Materiałów Inżynierskich i Biomedycznych Wydziału Mechanicznego Technologicznego Politechniki Śląskiej.

Doktorant z Gliwic znalazł się wśród 25 młodych naukowców, którzy przeszli pomyślnie etap preselekcji do półfinału konkursu FameLab Poland 2017. To naukowe "Mam Talent” jest międzynarodowym konkursem popularyzatorskim, który zachęca naukowców – naturalnych rzeczników nauki – do zabrania głosu publicznie. Stający przed jury i publicznością młodzi naukowcy mają zaledwie 180 sekund, by przedstawić to, czym zajmują się na co dzień w ramach swojej pracy badawczej. Polska edycja FameLab organizowana jest przez Centrum Nauki Kopernik w Warszawie.

Mgr inż. Maciej Wiśniowski (fot. materiały prasowe Politechniki Śląskiej)

FameLab ma już swoją historię i gliwickie akcenty.  Realizowane od 2007 r. w partnerstwie z British Council przedsięwzięcie sprawiło, że stworzony w 2004 r. Cheltenham Science Festival stał się jednym z najważniejszych konkursów komunikacji naukowej i zyskał kontekst globalny. Aktualnie jest obecny w ponad 30 krajach na całym świecie, w tym od pięciu lat w Polsce. W 2015 r. biorąca udział w polskiej edycji FameLab przedstawicielka Politechniki Śląskiej, dr Aleksandra Ziembińska-Buczyńska z Katedry Biotechnologii Środowiskowej Wydziału Inżynierii Środowiska i Energetyki, zdobyła zaszczytne trzecie miejsce w konkursie. Ponadto reprezentantka gliwickiej uczelni otrzymała nagrodę publiczności, stanowiącą nie mniej istotne wyróżnienie. Trzymamy kciuki, by mgr inż. Maciej Wiśniowski zaszedł przynajmniej równie daleko!
 
Półfinał polskiej edycji FameLab 2017 odbędzie się w Centrum Nauki Kopernik w najbliższą sobotę, 25 lutego, w godz. 13.00-19.30. Wszyscy chcący kibicować mgr. inż. Maciejowi Wiśniowskiemu na żywo mogą przyjechać do Warszawy i uczestniczyć w wydarzeniu. Dokładne godziny wystąpień poszczególnych półfinalistów zostaną podane na profilu konkursu na Facebooku w sobotę po 11.30.
 
Finał krajowy FameLab 2017 odbędzie się 13 maja podczas Nocy Muzeów, również w Centrum Nauki Kopernik. Zwycięzca weźmie udział w finale międzynarodowym, który odbędzie się w Cheltenham w Wielkiej Brytanii między 6 a 11 czerwca.

Tu jest teraz ich dom

Do dziesięciu rodzin repatriantów ze Wschodu, które na przestrzeni ostatniej dekady zamieszkały w Gliwicach, dołączyły dwie kolejne zaproszone do Polski przez władze naszego miasta. Tym razem, pod koniec lutego, do Gliwic przybyło czworo rodaków z północnej części Kazachstanu.

Reprezentują różne pokolenia. Babcia z dorosłym synem oraz jej wnuczka z kazachskim mężem i malutkim dzieckiem pokonali w drodze do Polski kilka tysięcy kilometrów. Na miejscu, w Gliwicach, pomimo długiej podróży i zmęczenia uśmiech nie znikał z ich twarzy. Czekały już na nich bowiem dwa wygodne, w pełni wyposażone mieszkania komunalne, wyremontowane pieczołowicie ze środków przekazanych miastu z budżetu państwa. Teraz czas urządzić sobie życie po nowemu!

Przebyli długą drogę. Mamy wielką nadzieję, że szybko zaadaptują się w nowym miejscu pobytu i będą tutaj szczęśliwi. To osoby, które posiadają polskie korzenie. Ich przodkowie na skutek deportacji, zesłań i innych prześladowań nie mogli wrócić nad Wisłę – mówi Beata Jeżyk z Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego w Gliwicach, zajmująca się repatriacją. – W ich rodzinnym domu w Kazachstanie polskie zwyczaje i tradycje były kultywowane, jednak język polski znają słabo. To w niedługim czasie powinno się zmienić. Repatrianci zawsze mogą liczyć na pomoc miasta w nauce języka polskiego.

W pierwszych dniach pobytu w Gliwicach rodacy ze Wschodu załatwiają wszelkie formalności, m.in. dokumenty zameldowania, akty urodzenia czy małżeństwa. Pomoc w zaadaptowaniu się w nowym mieście, w uzupełnianiu niezbędnych dokumentów i w tłumaczeniach, wizytach w NFZ-cie, skarbówce czy ZUS-ie, a także w znalezieniu zatrudnienia czy opieki przedszkolnej dla dziecka zapewnia im Urząd Miejski, Ośrodek Pomocy Społecznej oraz Powiatowy Urząd Pracy. Dodatkowo przez okres jednego roku od dnia osiedlenia repatrianci objęci są wzmożoną pomocą socjalną i materialną OPS-u. Jak działa takie wsparcie – modelowe dla innych miast i gmin w Polsce, ponieważ Gliwice należą do tych ośrodków, które najczęściej zapraszają repatriantów z państw Azji Środkowej i Kaukazu Południowego – pokazuje kilkunastominutowy reportaż Instytutu Inicjatyw Wschodnich. Przedstawia również historię sukcesu wybranych repatriantów, którzy dzięki pomocy miasta i wypracowanemu systemowi wrośli w lokalną społeczność.

 

Warto pamiętać, że do Gliwic zapraszani są uchwałą Rady Miejskiej repatrianci nieokreśleni imiennie. Miasto otrzymuje na ten cel dotację z budżetu państwa. Takie zasady określa ustawa o repatriacji. W związku z tym miejscy urzędnicy nie mają wpływu na to, kto przyjedzie do Gliwic. – Wyboru repatriantów do osiedlenia dokonuje Departament Obywatelstwa i Repatriacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Warszawie, który dysponuje bazą danych repatriantów zainteresowanych osiedleniem na terenie Polski. W systemie „Rodak” zarejestrowanych jest około 2 tysięcy rodzin polskiego pochodzenia z azjatyckich republik byłego ZSRR. Głównym kryterium przy wyborze rodziny jest okres oczekiwania na repatriację – przypomina Beata Jeżyk.

W świetle obowiązujących przepisów osoby przybywające do Polski ze Wschodu w celach repatriacji nabywają obywatelstwo polskie z mocy prawa z dniem przekroczenia granicy RP. Ich małżonkowie (na ogół osoby narodowości innej niż polska) przebywają w Polsce na innych zasadach – na podstawie zezwolenia na pobyt stały.

 

Straż Miejska przypomina: sprzątaj po swoim psie!

pies

Właściciele czworonogów często zapominają o obowiązku sprzątania po swoim pupilu. Jeśli właściciel zwierzęcia zostanie przyłapany może dostać mandat w wysokości 250 zł

Problem psich odchodów powraca zawsze na wiosnę wraz z topniejącymi śniegami po zimie. Straż Miejska w ramach akcji „Mój pies, mój obowiązek” przypomina mieszkańcom o ich obowiązkach. – Funkcjonariusze rozdają ulotki informacyjne, wręczają worki na psie odchody oraz zwracają uwagę na popełniane zaniedbania – mówi Bożena Frej, rzecznik SM Gliwice.

Warto przypomnieć, że zgodnie z art. 77 Kodeksu Wykroczeń: „Kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 złotych albo karze nagany.”

Ponadto zgodnie z §13 Uchwały Rady Miejskiej w Gliwicach nr XIII/323/2016 z dnia 4 lutego 2016 r. w sprawie Regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie Miasta Gliwice właściciele nieruchomości są obowiązani do:

1) dbania by zwierzęta nie stanowiły zagrożenia lub uciążliwości dla otoczenia,

2) bezzwłocznego usuwania z miejsc publicznych (m.in. chodników, ulic, terenów zielonych) odchodów i innych zanieczyszczeń pozostawionych przez zwierzęta domowe,

3) w szczególności, właściciele psów są zobowiązani do wyprowadzania psów na smyczy, a w przypadku psów rasy uznawanej za agresywną lub w inny sposób zagrażających otoczeniu w nałożonym kagańcu. (pm)

 

Spotkanie z fotografią

24 lutego o godz. 18.00 w Stacji Artystycznej Rynek (Rynek 4-5) zaplanowano z Maciejem Jarzębińskim, fotografem i reporterem.

Rozpoczynał w Gazecie Wyborczej i Polskiej Agencji Fotografów FORUM.

Laureat min. Śląskiej Fotografii Prasowej (2006, 2014), Nagrody im. Jana Suchana (2014). Publikował we wszystkich ważniejszych tytułach prasowych, które wydawane są w Polsce. Z pasją obserwuje wszelkie przejawy życia wyłapując emocje, poszukując zabawnych skojarzeń i absurdów. Jego prace charakteryzuje inteligentny humor. Jest autorem fejsbookowego minibloga PHOTOHOOLIGAN http://facebook.com/photohooligan.

Podczas spotkania opowie o swojej pracy.

(SAR)


"Ocalony", Zawiercie 2009 (fot. M. Jarzębiński)

 

Pan Oscar i jego innowacje

Krem Nivea – najsłynniejszy krem świata – został wynaleziony przez urodzonego w Gliwicach farmaceutę i wynalazcę Oscara Troplowitza. W Domu Pamięci Żydów Górnośląskich zostanie otwarta wystawa prezentująca jego historię.


fot. materiały Muzeum w Gliwicach

26 lutego o godz. 17.00 rozpocznie się wernisaż wystawy „Innowacje Pana Oscara”. W Domu Pamięci Żydów Górnośląskich (ul. Poniatowskiego 14) zaprezentowana zostanie kolekcja „nivealiów” Wojciecha Mszycy – pasjonata, który od wielu lat zbiera opakowania po kremie, gadżety reklamowe i wycinki prasowe dotyczące marki Nivea. – Zapraszamy na wystawę, podczas której będzie można zapoznać się z historią Oscara Troplowitza. Opowieść zaczyna się w niemieckich Gliwicach, w zasymilowanym żydowskim domu, a kończy w Hamburgu – gdzie powstał jeden z najbardziej rozpoznawalnych kosmetyków świata. Ekspozycji towarzyszyć będzie publikacja opisująca fascynujące życie Oscara Troplowitza oraz historię jego wynalazków, szereg warsztatów i zajęć dla dzieci i młodzieży, a także prelekcje. Podczas wernisażu będzie można też obejrzeć film z 2013 roku o historii Troplowitza, zrealizowany przez TVP Katowice oraz UM Gliwice – mówi Karolina Jakoweńko, kierownik Domu Pamięci Żydów Górnośląskich.

Oscar Troplowitz był postacią wyjątkową. Na świat przyszedł w 1863 roku w rodzinie niemieckich Żydów. Dziadek Oscara, Salomon Troplowitz, miał winiarnię przy gliwickim Rynku, której sława sięgała aż do Berlina, a jego ojciec, Louis Troplowitz, był mistrzem budowlanym, współtwórcą synagogi przy obecnej ul. Dolnych Wałów (spalonej przez nazistów w 1938 roku). W wieku 7 lat Oscar przeprowadził się z rodziną do Wrocławia, mieszkał też w Heidelbergu (gdzie zdobył upragniony doktorat z filozofii) i Poznaniu (tam ożenił się z Gertrudą Mankiewicz). Dużą część życia spędził w Hamburgu, gdzie stworzył firmę Beiersdorf.

Takie specyfiki jak krem Nivea, plaster z opatrunkiem, szminka w sztyfcie i pasta do zębów w tubce zostały wprowadzone na rynek właśnie przez Oscara Troplowitza. A niewiele brakowało, żeby jego kariera potoczyła się w zupełnie innym kierunku – interesował się sztuką, lecz pod wpływem rodziny wybrał bardziej pragmatyczny kierunek – farmację. Jego zainteresowania znalazły jednak swoje odzwierciedlenie w nietypowej, jak na owe czasy, dbałości o estetykę produktów. Kosmetyki Troplowitza były starannie zapakowane, firma stosowała charakterystyczną kolorystykę, liternictwo, ilustrację i ornamentykę. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że Beiersdorf miał własną identyfikację wizualną. Troplowitz nigdy zresztą nie przestał interesować się malarstwem – w późniejszym wieku był kolekcjonerem sztuki i podobno jako pierwszy Niemiec kupił obraz Pabla Picassa.

Poza genialnymi recepturami kosmetyków, Oscar Troplowitz wprowadził w swojej firmie także innowacje w sposobie traktowania pracowników. Przede wszystkim skrócił czas pracy (przy dotychczasowym wynagrodzeniu) i wprowadził płatne urlopy. Dla karmiących matek otworzył pokój socjalny. A to wszystko już na przełomie XIX i XX wieku! Trudno się dziwić, że wszyscy chcieli u niego pracować.

Jako przedsiębiorca Troplowitz był od samego początku nastawiony na zdobywanie klientów międzynarodowych (już w 1890 roku umieszczał taką informację w cenniku firmy). W 1914 roku, czyli trzy lata po wprowadzeniu na rynek, krem Nivea był już dostępny w 34 krajach, co było nadzwyczajnym sukcesem koncernu.

 


Wojciech Mszyca

Ekspozycję w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich, oddziale Muzeum w Gliwicach, będzie można oglądać do 30 czerwca. Partnerem wystawy o historii Oscara Troplowitza i marki Nivea jest koncern Beiersdorf AG. Wydarzenie objął honorowym patronatem Konsulat Honorowy Niemiec.

(mm)

Tajemniczy impresjonista

obraz

Obraz Claude’a Moneta „Impresja, wschód słońca” dał początek (i nazwę) nowemu stylowi w malarstwie – impresjonizmowi. Historię i twórczość niezwykłego artysty zobaczymy na ekranie kina Amok.


Claude Monet, 1899 rok (fot. Nadar)

W marcowej odsłonie cyklu „Wystawa na ekranie” wyświetlony zostanie film „Ja, Claude Monet”. Na dużym ekranie zobaczymy najważniejsze obrazy Moneta w jakości HD i DD Surround. Reżyser pokaże nam również, kim był twórca impresjonizmu. Zajrzymy do prywatnych listów i pism, poznamy historię jego życia, relacje łączące go z innymi malarzami i bliskimi mu ludźmi.


Étretat, miejscowość w Normandii, która inspirowała Moneta (fot. materiały dystrybutora)

Monet był innowatorem, który spopularyzował wyjazdy na plenery, malowanie w naturze i naturalnym oświetleniu. Pozostawił po sobie pełne słońca płótna, które wywarły ogromny wpływ na europejską sztukę, ale mało kto wie, że od czasu śmierci pierwszej żony zmagał się z depresją i poczuciem osamotnienia. Ukojenie znalazł dopiero w Giverny, gdzie zamieszkał w domu z ogrodem, zaprojektowanym ze szczególną dbałością o kompozycję i kolorystykę rosnących tam roślin. Obecnie w Giverny działa Muzeum Impresjonizmów.


ogród w Giverny (fot. materiały dystrybutora)

Projekcję filmu w reżyserii Phila Grabsky’ego zaplanowano w kinie Amok (ul. Dolnych Wałów 3) dwukrotnie, 26 lutego i 5 marca, o godz. 18.15.

(mm)

Szermierze do szpad!

sks

Zbliża się  XXV edycja Turnieju Szermierczego Młodzików i Dzieci Muszkieter Trophy. Impreza odbędzie w dniach 4–5 marca w Gliwicach.

W zawodach wezmą udział chłopcy i dziewczęta. Start turnieju zaplanowano na sobotę (4 marca) w Hali Widowiskowo-Sportowej w Gliwicach SOŚNICA przy ul. Sikorskiego 132 o godz. 12.00.

Organizator, Klub Szermierczy SKS Muszkieter, powstał w 1991 roku. Jego wychowankowie mogą poszczycić się ponad 100 medalami Mistrzostw Polski, Europy i Świata. Turniej Muszkieter Trophy jest jednym z większych turniejów szermierczych w Polsce (w kategorii „Zuch”, „Skrzat”, „Dzieci” i „Młodzik”).

Wstęp wolny. Więcej informacji na www.muszkieter.org (pm)

Poza podium, ale najwyżej w historii!

Siatkarki AZS Gliwice zakończyły sezon. Pokonując w ostatnim meczu rundy zasadniczej I ligi kobiet zespół Karpaty Krosno 3:1 uzyskały najwyższy wynik w historii gliwickiej siatkówki zajmując w tabeli 5. miejsce. Przed Akademiczkami rozgrywki play-off.

Początek był obiecujący. Jeszcze przed pierwszym spotkaniem otwierającym sezon 2016/2017 siatkarki wzięły udział w międzynarodowym turnieju, na którym odniosły niespodziewany sukces. W zawodach wzięły udział m.in. zespoły z Ekstraklasy duńskiej i białoruskiej, dwie drużyny z ORLEN Ligi i reprezentacja Gruzji. Ostatecznie nasze zawodniczki zajęły wysokie drugie miejsce, przegrywając tylko jeden mecz z Budowlanymi Toruń 1:2. Wszystko wskazywało na to, że sukces będzie na wyciągnięcie ręki. – Naszym celem w nowym sezonie jest gra w play-off, a jak dobrze nam pójdzie, chcemy zająć IV miejsce – zapowiadał po turnieju doc. dr Krzysztof Czapla, prezes Klubu AZS.

Zawodniczki grały jednak nierówno. Na początku sezonu zdarzało się, że plasowały się nawet na 4. miejscu w tabeli i wygrywały z takimi zespołami jak Joker Świecie (3:1) czy AZS Opole (3:0). Kolejne spotkania tylko potwierdzały umiejętności i wolę walki gliwiczanek. W kolejnych pięciu meczach przegrały tylko raz z Wisłą Warszawa (1:3), choć walczyły ze stołecznym zespołem jak równy z równym. Kibice byli przekonani, że Akademiczki, jeśli tylko zechcą, są w stanie powalczyć o podium.

Niestety gliwiczankom zdarzały się też słabsze momenty. – Nasze dziewczyny grały w kratkę – ocenia doc. Krzysztof Czapla, prezes AZS Gliwice. – Potrafiły wygrywać i walczyć z zespołami aspirującymi do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, jak i przegrywać mecze z potencjalnie słabszymi zespołami. Wiele punktów uciekło właśnie w takich meczach – dodaje.

Pojedynek Akademiczek z MKS Kalisz, fot. AZS Gliwice

Przykładem może być spotkanie z Karpatami Krosno. Gliwiczanki przegrały 1:3 z zajmującą przedostatnie miejsce w tabeli drużyną. – W tym meczu nic nie wychodziło. Nie było pomysłu i przekonania, że można ten mecz wygrać. Nie wiem jak to wytłumaczyć – mówił wtedy Wojciech Czapla, trener Akademiczek.

Podobnie było z ostatnim meczem I rundy rozgrywek. Porażka z Karpatami Krosno (1:3) była jak zimny prysznic. Siatkarki miały jednak wrócić do formy w następnych meczach. Niestety kibice musieli uzbroić się w cierpliwość.

Po przerwie świątecznej, w spotkaniu inaugurującym rundę rewanżową, Akademiczki zmierzyły się z Nike Węgrów. Był to najbardziej pechowy mecz całego sezonu, pełen nerwów i kontrowersyjnych decyzji arbitra. Typowane przed meczem jako faworytki Akademiczki były nieskuteczne i seryjnie traciły punkty złą zagrywką. Rezultatem była wysoka przegrana gliwiczanek (1:3) i czerwona kartka od sędziego dla… Wojciecha Czapli.

Podobnych emocji kibice doświadczyli podczas kolejnego meczu z Proximą Kraków. Przegrana 0:3, choć bolesna, pokazała jednak lepszą grę gliwiczanek. W kolejnych spotkaniach grały już lepiej i nabierały większej pewności siebie. – Warto zaznaczyć, że w tym sezonie mieliśmy do czynienia z praktycznie nową drużyną. Z poprzedniego składu zostały tylko dwie zawodniczki. Nowy zespół zawsze potrzebuje czasu by się poznać i zgrać – mówi doc. Krzysztof Czapla.

Mariam Gaprindaszvili (z lewej) i Ekaterina Shapowal, fot. AZS Gliwice

Podopiecznym Wojciecha i Krzysztofa Czapli chyba się to w końcu udało. Zawodniczki takie jak Paulina Stojek, Ewelina Toborek, Maja Szczepańska, Daria Bąkowska czy Anna Grzechnik prezentowały bardzo wysoki poziom umiejętności niemal przez cały sezon. Dużym wsparciem dla drużyny była również pochodząca z Gruzji Mariam Gaprindaszvili, a także Białorusinka Ekaterina Shapowal.Sezon był bardzo trudny, szczególnie jego końcówka, kiedy grałyśmy po dwa mecze w tygodniu. Okazało się jednak, że nawet teoretycznie słabsze drużyny potrafiły wygrywać z tymi lepszymi – ocenia Anna Grzecznik, jedna z najbardziej skutecznych siatkarek AZS. – Jestem zadowolona z naszej postawy i z końcowego wyniku – dodaje.

Gliwiczanki zdobyły w sumie 28 punktów w 20 rozegranych spotkaniach. Dało im to 5. pozycję w tabeli i możliwość uczestniczenia w rozgrywkach play-off. – Zwycięzca tej rundy play-off będzie nadal liczył się w walce o Orlen ligę, a przegrany zagra o miejsca 5-8 – mówi Wojciech Czapla.

Akademiczki zmierzą się w play-off  u siebie z drużyną WTS Solne Miasto Wieliczka. W play-off gra się tylko mecz i rewanż, a w przypadku remisu o dalszym awansie decyduje złoty set. – Plan jest taki, aby ograć drużynę spod Krakowa i dalej być w grze o najwyższe cele – mówi doc. Krzysztof Czapla. O tym, czy siatkarki AZS wykonają ten plan przekonamy się już 4 marca o godz. 17:00. Wtedy rozegrany zostanie pierwszy mecz z WTS. (pm)

fot. AZS Gliwice