Biuletyn Informacyjny Urzędu Miejskiego w Gliwicach, 23 grudnia 2016 r.

// 23-12-2016

Od stajenki do betlejki

kościół franciszkański

Mały Jezus, Maryja, Józef, Trzej Królowie, pastuszkowie, wół i osioł – to figury, które pojawiają się w stajenkach betlejemskich w wielu kościołach. Od ponad stu lat w śląskich domach ręcznie wykonywane są także betlejki, czyli małe domowe szopki.

Skąd przywędrowały do nas te zwyczaje?

W okresie świąt Bożego Narodzenia praktycznie w każdym zakątku Europy stawiane są stajenki betlejemskie. Początkowo żłóbki budowano w murach kościołów, z czasem sceny narodzin przygotowywano także w domach. Razem z misjonarzami zwyczaj ten trafił na inne kontynenty. Współcześnie szopki budowane są w obu Amerykach i Afryce. Na ziemiach polskich pierwsze stajenki pojawiły się już w XVII wieku.

Zaczęło się od św. Franciszka

W 1223 roku w Greccio, w centralnych Włoszech, pustelnik o imieniu Franciszek zorganizował żywą szopkę, z żywymi ludźmi, którzy wcielili się w Świętą Rodzinę. Wydarzenie, które zapoczątkowało długą tradycję budowania stajenek betlejemskich, miało miejsce 24 grudnia, w wigilię Bożego Narodzenia. – W idei stajenki betlejemskiej chodziło o to, żeby pokazywać tajemnice związane z narodzeniem Pana Jezusa. Podstawą duchowości św. Franciszka była głęboko zakorzeniona miłość, stąd relacja matka–dziecko, czyli Maryja i mały Jezus w żłóbku. Szopki świąteczne były ilustracją do Pisma Świętego, swego rodzaju Biblią Pauperum, skierowaną do ludzi, którzy nie potrafili czytać – powiedziała „Miejskiemu Serwisowi Informacyjnemu – GLIWICE” Anna Szadkowska, diecezjalny konserwator zabytków.

Zwyczaj budowania stajenek betlejemskich rozprzestrzenił się w Europie razem z zakonem franciszkanów. Bracia zazwyczaj osiedlali się blisko ludzi, nieopodal głównych placów, nigdy na obrzeżach, dlatego ich zwyczaje przyjmowały się szczególnie szybko. W Gliwicach od 1925 roku zakonnicy prowadzą Parafię Najświętszego Serca Pana Jezusa przy ul. Franciszkańskiej 1. – Już 2 lata po przybyciu franciszkanów do Gliwic, w 1927 roku, zamówiono figury do stajenki betlejemskiej. To piękne i masywne rzeźby, sprowadzone z Oberammergau w Bawarii, miejscowości, która słynie ze znakomitych snycerzy. Od tego czasu używamy tych samych figur – wyjaśnia ojciec Tymoteusz Piotr Olsiński, proboszcz parafii franciszkańskiej. Franciszkanie zawsze nazywają te bożonarodzeniowe inscenizacje stajenkami betlejemskimi, nigdy szopkami. Szopki to przedstawienia kulturowe, które poza obrazem Świętej Rodziny wprowadzają dodatkowe, niezwiązane z Bożym Narodzeniem elementy, na przykład postacie świętych czy błogosławionych. Przez wielu nazywana najpiękniejszą w mieście, franciszkańska stajenka zostanie uroczyście otwarta 24 grudnia o godz. 15.00, podczas nabożeństwa wprowadzenia Dzieciątka i rozświetlenia konstrukcji.

Stajenka w gliwickiej katedrze pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła (fot. materiały parafii)

Zwyczaj budowania stajenek przyjął się w niemal wszystkich gliwickich kościołach. Dużą i ładną konstrukcję można podziwiać m.in. w katedrze przy ul. Jana Pawła II. Warto zajrzeć też do kościoła pw. Podwyższania Krzyża Świętego przy ul. Daszyńskiego oraz do maleńkiego kościoła pw. Trójcy Świętej przy ul. Mikołowskiej – katolicy obrządku ormiańskiego również praktykują zwyczaj stawiania żłóbków

Betlejki, czyli szopki domowe

Na Śląsku, poza tradycją budowania szopek kościelnych, ciągle żywy jest także zwyczaj przygotowywania szopek domowych, tak zwanych betlejek. – Śląska „betlyjka” to szopka z luźno ustawionymi w stajence i wokół niej nieruchomymi figurkami. Początkowo figurki wykonywano głównie z drewna, ale od połowy XIX wieku zaczęły je wypierać masowo produkowane seryjne figurki z gipsu czy wypalonej gliny, a od początku XX wieku także z papier-mâché – tłumaczy Małgorzata Malanowicz ze Stowarzyszenia Na Rzecz Dziedzictwa Kulturowego Gliwic „Gliwickie Metamorfozy”. Betlejki miały na terenie Gliwic i okolic wielkie znaczenie – to one, nie choinki, były symbolami Bożego Narodzenia. – Niewielkie szopki, budowane przez domowników, oczywiście z radosnym udziałem dzieci, były wykonywane w ramach przygotowań adwentowych. W okresie świątecznym chodziło się natomiast od kościoła do kościoła i komentowało to, co było tam wystawione. Również szopki domowe odnosiły się niekiedy do szerszego kontekstu. W zbiorach Muzeum w Gliwicach znajduje się szopka patriotyczna, wykonana we Lwowie. Elementy na sklejce przedstawiają postaci z historii Polski. Jest tam m.in. przeor Kordecki, marszałek Piłsudski, królowa Jadwiga, cały przekrój historyczno-społeczny – mówi Bożena Kubit, kierownik Działu Etnografii Muzeum w Gliwicach.

(mm)


fot. archiwum Muzeum w Gliwicach

Od św. Szczepana (26 grudnia) do Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego) betlejki były używane przez wędrujących od domu do domu kolędników


fot. archiwum Muzeum w Gliwicach


fot. S. Janiczek / Muzeum w Gliwicach

W zbiorach Muzeum w Gliwicach znajduje się też szczególna, gliwicka szopka, wykonana przez Mirosława Rąbalskiego w 2003 roku. Nie jest to tradycyjne przedstawienie – Święta Rodzina została umieszczona wśród charakterystycznych miejskich budynków

 

Zupa z konopi zamiast barszczu

Remigiusz Rączka

Jakie powinny być święta Bożego Narodzenia? Tradycyjne, obfite i pachnące – przekonuje znany i lubiany śląski kucharz Remigiusz Rączka.

I dodaje – co zapewne zdziwi niejednego – barszcz z uszkami to nie jest śląska potrawa wigilijna i w domu Rączków po prostu nie gości. Zaskoczeni? No to czytajcie dalej.

Święta kojarzą nam się z choinką, pasterką, śniegiem i wieczerzą wigilijną, na której nie może zabraknąć karpia, pierogów i barszczu z uszkami. Tak jest w naszych domach i zapewne nie zmieni tego fakt, że pierogi i czerwony barszcz nie są tradycyjnymi potrawami wigilijnymi. A przynajmniej nie na Śląsku. Zwyczaj przywędrował do nas ze Wschodu i się ostał. Co zatem zamiast barszczu? Tradycyjną, najbardziej znaną śląską zupą wigilijną jest… siemieniotka, czyli zupa ze specjalnych nasion konopi.

To bardzo trudna do uwarzenia zupa. Najpierw trzeba ją wygotować, potem utłuc, wycisnąć z konopi mleczko. Zupa jest lekko goryczkowata, dlatego podaje się ją z mlekiem i kaszą gryczaną. Zupa jest smaczna i świetnie przygotowuje jelita na świąteczne obżarstwo – powiedział „Miejskiemu Serwisowi Informacyjnemu – GLIWICE” Remigiusz Rączka, znany kucharz, restaurator, autor książek kulinarnych.

Ile ciastek zjada Rączka?

Co jeszcze powinno się znaleźć na tradycyjnym wigilijnym śląskim stole?

W moim domu zawsze jest zabielana zupa z głów karpia, grzybowa i postna grochówka. W niektórych śląskich domach podaje się jeszcze zupę fasolową. Moja teściowa jednak, jak obecnie większość ludzi na Śląsku, gotuje barszcz, dlatego na Wigilię u niej zawsze zabieram własne zupy – śmieje się Remigiusz Rączka.

W domu Rączków na Wigilii jest też chleb i sól (śląski symbol dostatku), moczka, makówki, ryby na kilka sposobów – obowiązkowo karp (dzień wcześniej obłożony cebulą, solony tuż przed smażeniem na maśle, żeby nie puścił wartościowych soków), zielony śledź w occie (ocet rozpuszcza ości) i rybne kulki ciotki Angeli. Jest też kompot z pieczek czyli suszonych owoców, kołocz i mnóstwo drobnych ciasteczek.

Jest ich 12 lub 13 rodzajów, m.in. orzechowe księżyce, krajanka czekoladowa, piernik przełożony powidłami śliwkowymi, maślane, kokosowe i orzechowe ule, których się nie piecze i są tylko dla dorosłych. Wszystkich łakoci kosztuję po kolei, a później wracam do tych, które najbardziej mi smakowały. Oznacza to, że z całą pewnością zjadam ich około 20. Oczywiście później widać tego efekty, ale zawsze przypominają mi się słowa mojej omy, która mawiała: „jak policzysz ta uciecha, to straty ni ma”. Tego wariantu zamierzam się trzymać – mówi Rączka i dodaje, że wigilijny obyczaj wypiekowy dotarł do nas z Czech i Moraw.

Moczkę Rączka najczęściej przygotowuje na słodko. Gotuje ją z kompotu i dodaje odrobinę spirytusu, żeby utrwalić smak i wydłużyć świeżość. Potrawę można też przygotować wytrawnie – z piwem i na pasternaku lub na rybnym wywarze. Podstawą jest w specjalny sposób wypiekany piernik. Makówki Remigiusz Rączka przygotowuje ma mleku i na wodzie. Najpierw zjadane są te na mleku, bo – jak mówi kucharz – te na wodzie wytrzymają niemal do końca roku. Na Nowy Rok trzeba przygotować nowe.

Nikt tak nie śpiewa, jak chłopy na pasterce

U znanego kucharza z Wodzisławia Wigilia jest tradycyjna.

Jest dodatkowe miejsce przy stole, wieniec adwentowy, sianko, dzielenie się opłatkiem, pieniądz pod talerzem i łuska karpia w portfelu, żeby kasa się zgadzała cały rok. Nie można wcześniej niż razem ze wszystkimi wstać od stołu. Dawniej było u nas tak, że w Wigilię panny wypatrywały, z której strony pies szczeka, z tej strony przyjdzie galant. Inni patrzyli, jak gaśnie świeczka – jak płomień pójdzie ku drzwiom, to znaczy że tego roku ktoś z domu wyjdzie albo odejdzie. Jest też wspólne śpiewanie kolęd i pasterka – nikt z tak wielkim sercem nie śpiewa, jak chłopy w pasterkę – zapewnia Remigiusz Rączka.

Według tradycji, nie gotuje się w pierwszy dzień Świąt. Trzeba go spędzić z rodziną i spożywać to, co pozostało z wieczerzy wigilijnej. Drugiego dnia idzie się na bezuch (odwiedza się rodzinę i znajomych) i przygotowuje świąteczny obiad – roladę, kaczkę lub gęś.

Jak strawić Święta?

Wiadomo, że Święta to czas prawdziwej próby dla naszych żołądków. Jak Ślązacy radzili sobie w takich sytuacjach?

Mieli sposoby i receptury, które przetrwały do dziś. Poza wspomnianą siemieniotką warto pić kompot z pieczek, czyli z suszu. Są w nim śliwki, a one jak wiadomo, dobrze wpływają na pracę jelit. Polecam też nalewkę z zielonych orzechów – świetnie działa na przejedzenie – zapewnia kucharz i dodaje – Trzeba zdać się na dawne, sprawdzone receptury.

W Egipcie Święta „nie wonią”

Wszystko się zmienia, obyczaj też przechodzi drobne zmiany. Jak mówi Remigiusz Rączka, karpia nie zawsze znaliśmy, 12 potraw kiedyś nie było, a młodzież wiedziała że post, to wyrzeczenie, a nie internetowa wiadomość.

Świat się zmienia, ale najważniejsze, żeby Święta obchodzić godnie, w rodzinnym gronie. Każdy ma swój wyznacznik szczęścia. Mnie nie mieści się w głowie, jak można na Wigilię lecieć na przykład do Egiptu. Uwielbiam, jak w domu wonio (pachnie – przyp. red.) piernikiem i ciastkami i współczuję ludziom, którzy z tego rezygnują. Ja na Święta czekam cały rok – mówi Remigiusz Rączka.

(mf)

Remigiusz Rączka gościł w Gliwicach. W filii Miejskiej Biblioteki Publicznej przy ul. Perkoza nie tylko podpisywał swoje książki, ale również opowiadał o tradycyjnych śląskich zwyczajach świątecznych. Fot. M.Foltyn/UM Gliwice

 

 

 

 

 

 

 

Gliwice strojne na Święta

Rynek i miejskie skwery, ulice Zwycięstwa i Dworcowa, place Krakowski i Piłsudskiego – to tylko niektóre z miejsc w naszym mieście, które rozbłysły już pięknym świątecznym światłem. Zimowe iluminacje zachwycają kształtami i proekologicznymi rozwiązaniami, przenosząc nas w wyjątkowy klimat nadchodzącego Bożego Narodzenia.

SKWER DESSAU. FONTANNA MIENI SIĘ WSTĘGAMI ŚWIATEŁ

Czysta magia! W zimowej aurze urocza replika rzeźby Theodora Erdmanna Kalidego, zdobiąca fontannę na skwerze obok gliwickiej katedry, robi powalające wrażenie. Żeliwni chłopiec i łabędź są niczym… baśniowa Andersenowska Calineczka! Wychylają się radośnie z okalającego postument rozświetlonego kielicha, z którego spływa w dół sześć efektownych wstążek białych i kremowych światełek. Do tej konstrukcji wykorzystano kilkaset energooszczędnych lampek ledowych.

ZŁOTE DRZEWKO PRZY URZĘDZIE MIEJSKIM

Wśród znanych i lubianych przez gliwiczan ozdób świątecznych pojawiły się w tym roku nowości. Jedną z największych jest złocista, dziesięciometrowa choinka stojąca przed wejściem do Urzędu Miejskiego od strony ul. Zwycięstwa, w miejscu przekazanych do renowacji trzech gliwickich faunów. Drzewko jest bardzo świąteczne. Ozdabiają je czerwone bombki oraz połyskujące złotem i bielą lampki, gwiazdki i łańcuchy. Na szczycie choinki, na tle wieczornego nieba, wyraźnie odcina się neonowa gwiazda. Za rok, kiedy to miejsce będzie zajęte przez modernizowaną właśnie fontannę, drzewko będzie rozświetlało kolejny punkt na mapie Gliwic.

ŚWIETLISTE KOSZE NA UL. ZWYCIĘSTWA

Jedną z kolejnych nowości tego roku można podziwiać na ul. Zwycięstwa. Jasny pas świątecznego światła, które spowiło główną ulicę naszego miasta, wiedzie od dworca PKP do Rynku. Błyszczącym, żółto-błękitnym szpalerem 57 latarni prowadzi przechodniów i podróżnych odwiedzających Gliwice od ul. Bohaterów Getta Warszawskiego w stronę głównego miejskiego placu, gdzie również czekają świąteczne atrakcje – dekoracje korespondujące z tymi na ul. Zwycięstwa oraz gliwicki Jarmark Bożonarodzeniowy.

MAGIA ŚWIĄT NA GLIWICKIM RYNKU

Główny plac naszego miasta tradycyjnie już najszybciej nabiera świątecznego klimatu. Jeszcze przed mikołajkami staje się bożonarodzeniowym jarmarkiem z mnóstwem straganów i stoisk, w których nie tylko można kupić niebanalny świąteczny prezent, ale też zjeść coś pysznego. Jarmark zachęca feerią barw i dźwięków, by wziąć udział w warsztatach, posłuchać koncertów i zatrzymać się przy szopce. Tę przygotowali wspólnie: Miasto Gliwice, Fundacja Radan oraz Fundacja Silesia Pro Europa działająca przy Kurii Diecezjalnej w Gliwicach.

BOMBKA-GIGANT PRZY URZĘDZIE MIEJSKIM

To jedna z ulubionych ozdób małych gliwiczan, przyciągająca dniami i wieczorami całe pokolenia rodzin. Harce w chowanego i wspólna fotografia w mieniącym się czerwienią gigancie są obowiązkowe! Błyszcząca kula upiększa skwer Doncaster od kilku lat. Wysokość aluminiowej konstrukcji to ponad 4,5 metra. Średnica wynosi 4 metry. Bombka rozświetlona jest tysiącami migających lampek (naprzemiennie barwy ciepłe z zimnymi). Ustawiona jest na jednej z alejek. Przejście przez jej środek przynosi ponoć szczęście…

fot. archiwum UM w Gliwicach

Ty świętujesz, ktoś pracuje…

W Gliwicach mieszka ponad 170 tys. ludzi. O ich zdrowie dbają szpitale, poczucie bezpieczeństwa zapewnia im policja i straż miejska. Kto pracuje w Święta?

Jedną z takich osób jest Olgierd Gerszyński, dyspozytor Centrum Ratownictwa Gliwice, który będzie miał dyżur w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Jego miejsce pracy to przestronna sala z wieloma ekranami, na których widać całe miasto dzięki kamerom. Głównym zadaniem dyspozytorów jest przyjmowanie zgłoszeń m.in. o awariach, zaśnieżonych drogach czy zniszczonym mieniu. – Czuję satysfakcję, gdy mogę komuś pomóc, rozwiązać jakiś problem – mówi Olgierd Gerszyński i pokazuje obraz z kamer.

Gdy pytam jak wygląda dyżur w Święta, pan Olgierd zastanawia się przez chwilę. Potem odpowiada, że zgłoszenia są podobne, ale inna jest atmosfera pracy. Mniej pracowników, w radiu kolędy, a w głowie myśli o rodzinie, która cieszy się Świętami, ale bez niego.


Damian Kucek ze Straży Miejskiej (fot. P. Młynek / UM Gliwice)

O tym, że rodzina musi się jakoś wkomponować w pracę w Święta, przekonuje mnie Damian Kucek z Wydziału Prewencji Straży Miejskiej w Gliwicach. Służy już 25 lat, czyli od momentu powstania tej instytucji w mieście. W najbliższe Święta będzie na służbie, podobnie jak w poprzednich latach. – W ubiegłym roku do wieczerzy wigilijnej zasiadaliśmy dopiero po 22, gdy skończyłem zmianę. Najtrudniejsze jednak były czasy, gdy moja córka była mała, musieliśmy włożyć wiele wysiłku, żeby to wszystko pogodzić. Nasza praca jednak wymaga poświęceń – mówi.


dr Piotr Łopata z Gliwickiego Centrum Medycznego (fot. P. Młynek / UM Gliwice)

Gdy większość z nas będzie siedzieć przy stole, składać sobie życzenia i odpakowywać prezenty, dr Piotr Łopata będzie opatrywał pacjentów. Podczas 24-godzinnych dyżurów cała jego uwaga musi być skupiona na człowieku. Oddział Ortopedii w Gliwickim Centrum Medycznym pracuje non stop. Pacjenci są przyjmowani cały czas. Dr Łopata to doświadczony lekarz. Bardzo często ma do czynienia ze skomplikowanymi złamaniami i rozległymi obrażeniami. Zawsze coś się dzieje. – Blok operacyjny działa bez przerwy. Nie ma znaczenia, czy są akurat Święta, czy nie – mówi.

Dr. Piotrowi Łopacie brakuje czasu, jest zajętym człowiekiem. Rozmawiamy w jego małym pokoiku bardzo krótko, bo musi wracać na oddział. – Ktoś przecież musi się tymi ludźmi zająć i im pomóc – mówi. – Na szczęście moja żona też jest lekarzem, więc rozumie jak to wszystko wygląda – dodaje.


Janusz Wilk z Oczyszczalni Ścieków PWiK (fot. P. Młynek / UM Gliwice)

Na wyrozumiałość żony musi liczyć mój kolejny rozmówca. Janusz Wilk, mistrz zmianowy gliwickiej Oczyszczalni Ścieków PWiK będzie pracował w Wigilię, pierwszy i drugi dzień Świąt i to na drugą zmianę (od godz. 14.00 do 22.00). – Oczyszczalnia działa jak system naczyń połączonych. Wszystko musi być monitorowane na okrągło, a najdrobniejsza awaria czy usterka usunięta jak najszybciej – mówi pan Janusz i spogląda w skupieniu na tablicę synoptyczną, która zajmuje całą ścianę w pomieszczeniu dyspozytorni.

Gdy dochodzi do awarii jedna z lampek miga i wtedy należy wkroczyć do akcji. Ustalić źródło problemu, wysłać na miejsce technika, czuwać nad sytuacją. Cztery pompy o wydajności 1500 m3/h każda, podają ścieki na wysokość I piętra budynku gdzie przepływają przez gęste kraty i, po usunięciu zanieczyszczeń, trafiają do reaktorów biologicznych. Całym procesem sterują komputery, ale to pan Janusz czuwa, aby wszystko odbywało sprawnie. – Czuję się za to odpowiedzialny zawsze, kiedy jestem na dyżurze – mówi.

Moi rozmówcy nie żałują, że pracują w Święta. Dla nich to coś normalnego. Takich ludzi jest mnóstwo. Warto o nich czasem pomyśleć, choćby przez chwilę.

(pm)

Nie tylko od święta…

GCOP wolontariat

Święta to bardzo szczególny czas. Spotykają się rodziny i przyjaciele, wspólnie zasiadają do stołu, wszyscy są dla siebie bardziej serdeczni i życzliwi. Są jednak tacy, którzy dobre serce okazują na co dzień.

To wolontariusze – ludzie, którzy dają, nie oczekując niczego w zamian.

Wolontariusz to osoba, która dobrowolnie, bez wynagrodzenia finansowego, działa na rzecz społeczeństwa. W naszym mieście takich osób nie brakuje. Skupiają się m.in. w Centrum Wolontariatu działającym przy Gliwickim Centrum Organizacji Pozarządowych.

Działamy od 10 lat. Pośredniczymy między tymi, którzy chcą poświęcić swój wolny czas i energię na rzecz innych, a tymi, którzy tej pomocy potrzebują. Tylko w 2016 roku nasze Centrum odwiedziło 110 osób zainteresowanych działalnością w gliwickich organizacjach i instytucjach – tłumaczą wolontariusze z Centrum Wolontariatu.

Grunt to dobra zabawa. Gliwiccy wolontariusze wiedzą o tym bardzo dobrze, dlatego wychodzą na podwórka i angażują do wspólnych działań dzieci i młodzież. Fot. archiwum GCOP

Wolontariusze mogą angażować się w pomoc dzieciom, osobom starszym, zwierzętom. Mogą działać w kulturze czy też sporcie.

Każda z odwiedzających nas osób ma swoje motywacje: zdobywanie nowych umiejętności i doświadczeń, chęć pomocy innym, dzielenie się swoją wiedzą, poznanie nowych ludzi czy poczucie bycia potrzebnym. Obecnie Centrum Wolontariatu koordynuje wolontariat na rzecz dzieci i młodzieży, seniorów, wolontariat szpitalny oraz współpracuje z wolontariuszami prowadzącymi kursy komputerowe dla seniorów, kursy językowe czy zajęcia animacyjne – wyliczają wolontariusze.

Ludzi dobrego serca nie brakuje również wśród harcerzy oraz w wielu gliwickich firmach, w których z dużym powodzeniem działa wolontariat pracowniczy. Pracownicy poświęcają swój czas, by spełniać marzenia innych osób i realizować szlachetne projekty, jak sadzenie drzew, remont wymarzonego pokoju dziecięcego, zakup książek do szkolnej biblioteki, przyborów szkolnych dla dzieci, albo organizacja festynu czy przyłączenie się do Szlachetnej Paczki. Wolontariusze z wielkim oddaniem angażują się również w gliwickim Hospicjum Miłosierdzia Bożego. Opiekują się chorymi i kwestują na cmentarzach na rzecz placówki, obecnie w szczególności na modernizację obiektu. W tegorocznej kweście wzięło udział 716 ochotników, którzy zebrali na ten cel ponad 144 tys. zł. Wolontariusze są również obecni podczas kwesty każdego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Podczas tegorocznego finału WOŚP (15 stycznia) na gliwickie ulice wyjdzie z puszkami około 150 osób. Będą zbierać środki na ratowanie życia i zdrowia dzieci na oddziałach ogólnopediatrycznych oraz dla zapewnienia godnej opieki medycznej seniorom. – Akcja odpowiada na realne potrzeby społeczne. Jako harcerze promujemy ideę wolontariatu i służby. To ważna misja, zwłaszcza w czasach, gdy ludzie są zabiegani i bardzo skupieni na sobie – powiedział „MSI – GLIWICE” podharcmistrz Patryk Rempała, komendant Hufca ZHP Ziemi Gliwickiej.

Wolontariusze w akcji. Dzięki ich zaangażowaniu gliwickie podwórka są roześmiane. Fot. archiwum GCOP

Wolontariat to obopólna korzyść – obdarowywanej stronie zapewnia potrzebne wsparcie, obdarowujący zyskuje z kolei poczucie satysfakcji i spełnienia. Wolontariat  jednoczy ludzi, którzy mają wspólny cel, robią coś pożytecznego. Umożliwia też podniesienie kwalifikacji wolontariuszy.

Zapraszamy osoby zainteresowane wolontariatem do kontaktu (GCOP – filia Centrum Wolontariatu, ul. Zwycięstwa 1, tel. 32/775-01-78, e-mail: wolontariat@gcop.gliwice.pl.) Filia pracuje od poniedziałku do piątku w godz. 9.00–18.00 – zachęcają wolontariusze. (mf)


Fot. archiwum GCOP

 

Rozmowa o kolędzie

W Warszawie kolędników jest coraz mniej, choć można ich… zamówić online. W Krakowie odwrotnie – są uważani niemal za dobro narodowe. A ile razy w Gliwicach słyszeliśmy dzwonek do drzwi, stukanie kosturem w ziemię lub podłogę i gromki zaśpiew wesołych przebierańców?

O lokalne tradycje chodzenia „po kolędzie” wypytaliśmy Bożenę Kubit, szefową Działu Etnografii Muzeum w Gliwicach.

Pod koniec Adwentu? Po wieczerzy wigilijnej? Między świętami a Nowym Rokiem? Kiedy tradycyjnie chodzi się w tej części Śląska od domu do domu po kolędzie?

Trudno powiedzieć, bo to bardzo stary zwyczaj. Nie znamy początków ludowego kolędowania ani też najstarszych jego form. Zgodnie jednak z przyjętą tradycją, zarówno polską, jak i śląską, okres odwiedzania domostw rozpoczynał się zazwyczaj w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, czyli w dzień św. Szczepana i trwał do Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego). Chociaż w niektórych miejscowościach zaczynano już chodzić po kolędzie w Wigilię, co mogło wiązać się z religijnością Ślązaków i tradycjami górniczymi.

Jak kolędowanie wygląda dziś, a jak wyglądało kiedyś?

Dziś kolędników w przebraniach i z rekwizytami widujemy coraz rzadziej, najczęściej w kościołach. Dawniej zaś kolędowanie było powszechne, a przygotowania do niego należało zacząć przynajmniej kilka dni przed świętami, bo trzeba było odświeżyć kostiumy oraz przypomnieć teksty pieśni, życzeń, dialogów i całego przedstawienia. Kolędnicy śpiewali utwory powszechnie znane, ale mieli też w swoim repertuarze teksty własne, bardziej swojskie. W niedalekim Lublińcu na przykład istniał zwyczaj śpiewania kolędy, w której pastuszkowie, domagając się darów, straszą dziewczęta staropanieństwem. Nie ukrywajmy, kolędnicy najchętniej zaglądali tam, gdzie zamieszkiwały ładne młode panny na wydaniu... Każda kolęda zawierała życzenia noworoczne, wiadomość o narodzeniu Chrystusa i podziękowanie za datki. Środkowe zwrotki wypełniała treść dostosowana indywidualnie do mieszkańców domu. Bywało też, że kolędy zawierały humorystyczne treści, nie mające wiele wspólnego ze świętami.

Kto się przebierał w grupie kolędniczej i za co?

Kolędnikami byli najczęściej uczniowie, kilkuletni lub kilkunastoletni chłopcy, poprzebierani za pastuszków, diabły, anioły bądź królów. Pastuszkowie i aniołowie na wierzchnie ubranie nakładali długie białe koszule, opasane w pasie. Królowie przewieszali czasem przez piersi wstęgę z kartonu, oklejoną bibułką oraz gwiazdkami, a na głowę wsadzali kartonową koronę. Diabły były umorusane, odziane w kożuchy wywrócone sierścią na zewnątrz i opasane powrósłem. Niektórzy kolędnicy obnosili jeszcze gwiazdę sporządzoną z kolorowych papierków, osadzoną na długim kiju. Mieli też ze sobą tekturową lub drewnianą szopkę – to byli betlejkorze.

Co kolędnicy robili z betlejką?

Odgrywali z nią inscenizację świąteczną. Najczęściej jednak po prostu trzymali ją w rękach, a cały występ ograniczali do gromkiego zaśpiewania kilku kolęd, w rytmie których stukali drewnianymi kosturami. Chodzili wówczas od domu do domu, żadnego nie omijając, czasem śpiewali kolędy na podwórzu czy pod oknem. Gdy chcieli wejść do środka, zawsze pytali najpierw o pozwolenie, a otrzymawszy je wyjaśniali, że przybyli opowiedzieć o przygodzie pasterzy z Betlejem. Choć hałasowali przy tym niemiłosiernie, wszyscy cieszyli się z tych wesołych odwiedzin. Za kolędowanie dostawali drobne datki lub smakołyki: słodycze, orzechy, suszone owoce.

Dziewczyny też kolędowały czy raczej chowały się po domach?

Jedną z dawnych form kolędowania w środkowej i północnej części Górnego Śląska było noszenie po wsi przez dziewczęta kolebki z lalką przedstawiającą małego Jezusa. W Gliwicach nie propagowano jednak tego zwyczaju. Dziś jest inaczej, bo w kościelnych inscenizacjach kolędniczych dziewczynki przebierają się często za anioły.

Podobno najbardziej rozpowszechnioną grupą kolędniczą na Śląsku byli zawsze Trzej Królowie, pojawiający się już około Nowego Roku, a zwłaszcza 6 stycznia.

Do ich tradycji nawiązuje od kilku lat uliczny orszak Trzech Króli, organizowany 6 stycznia nie tylko w Gliwicach, ale też w innych dużych śląskich miastach, np. w Częstochowie i Katowicach. Dziś to już oczywiście inna historia, ale kiedyś Trzej Królowie ubrani byli w długie, białe koszule, „ornaty” wykonane z kolorowych, wzorzystych nakryć łóżka i korony. W ręku trzymali pastorały, laski lub kostury. Grupa miała w repertuarze kolędy kościelne i świeckie, a także życzeniowe. Nieraz kolędnikom przygrywali muzykanci. Ich widowisko nawiązywało do tradycji tzw. herodów, czyli popularnego na Śląsku amatorskiego teatru ludowego.

Tradycja tradycji nierówna…

Faktem jest, że tradycji kolędniczych mamy w tej części Śląska wiele. Część z opisanych zwyczajów już nie funkcjonuje, jednak wiele spośród nich nadal jest kultywowanych, szczególnie w małych miejscowościach. I to również dzięki nim ten świąteczny okres jest tak magiczny i inny od wszystkiego, co spotyka nas na co dzień.

(kik)

A tak kolędują w Bojkowie mali kolędnicy misyjni z parafii Narodzenia NMP (fot. archiwum parafii):

 

Święta zdaniem przedszkolaków

przedszkolaki PM 21

Śnieg, choinka, uczta, prezenty, śnieżne bitwy… Z czym jeszcze Boże Narodzenie kojarzy się przedszkolakom? O opinię zapytaliśmy dzieci z Przedszkola Miejskiego z Oddziałami Integracyjnymi nr 21 przy ul. Górnych Wałów.

Adaś, lat 5,5

Nie pamiętam Bożego Narodzenia z zeszłego roku, więc niewiele mogę powiedzieć. Ale lubię barszcz i pierogi, więc powinienem być zadowolony z tego święta. Chciałbym na pewno, żeby spadł śnieg, bo mógłbym ulepić bałwana. Wiem też, że jest choinka i prezenty dla grzecznych dzieci. Ja chciałbym dostać samochodziki.

Emilka, lat 6,5

Mam dwa koty – Miję i Mojo. Nie mam rodzeństwa, więc święta spędzę z rodzicami i kotami. Nie lubię grzybowej i barszczu, ale bardzo lubię ruskie pierogi i właśnie je będę jadła w Święta. Nie pamiętam, czy byłam grzeczna, ale pod choinkę chciałabym dostać coś ze Star Wars, np. figurkę robocika, który jeździ po domu.

Martynka, 6 lat

Wiem, jakie święto się zbliża – zima. Bożego Narodzenia nie pamiętam, ale skoro składa się z tej okazji życzenia, to życzyłabym mojemu pieskowi, żeby był grzeczny. Z potraw, które je się na Boże Narodzenie, najbardziej czekam na opłatek, grzybową i barszcz. Pod choinką chciałabym znaleźć dwie paczki kart piłkarskich.

Lena, 6 lat

Doskonale wiem, co to Boże Narodzenie. To gwiazdka, choinka, prezenty i uczta. Jest barszcz, uszka i kiełbaski. I pada śnieg. Bardzo lubię Boże Narodzenie – dzieci zjeżdżają na sankach, lepią bałwana i bawią się w śnieżne bitwy. Ja spędzę święta z mamą, tatą, dwoma babciami, wujkiem, dziadkiem i moimi dwoma świnkami morskimi – Emcią i Hosziko.

Krzyś, 6 lat

Pamiętam Boże Narodzenie u wujka Mariusza  – była duża choinka i sporo śniegu. U nas jest choinka z dzwonkami na łańcuchu, ale w tym roku mama kupi inną, dużą. Pod choinkę życzyłbym sobie zabawkowy dźwig z pilotem, a dla mojego brata Aleksa piłkę do nogi, żeby sobie kopał do bramki.

Zuzia, lat 6,5

Na Boże Narodzenie je się barszcz, pierogi i zupę grzybową. Stroi się też choinkę i dostaje się prezenty. Wiem, że trzeba być grzecznym. Ja byłam. Pomagam rodzicom, ścielę sobie łóżko, sprzątam, nawet pomagam umyć okna. Pod choinkę chcę Kamper Barbie. To taki samochód dla lalki z telewizorem, łóżkiem i kuchnią.

Emilka (lat 6,5) i Paulinka (lat 5,5)

Boże Narodzenie to czas świętowania z bliskimi. Dzielimy się opłatkiem, lubimy składać życzenia i… jeść opłatek. Życzymy wszystkim, żeby było dużo fajnych świąt. Rodzicom życzymy, żeby byli zdrowi, bo jak miałyśmy grypę, to zaraziłyśmy tatę. Pod choinkę chcemy lalkę z pieluszką, lego, puzzle „Statua Wolności”, aparat i plastikowy miecz.

Nataniel, 6 lat

Lubię Święta, bo przychodzi Mikołaj i pada śnieg. Byłem grzeczny w tym roku, więc pewnie coś dostanę. Liczę na trzy miecze – dwa na wodę i jeden świecący. W Świętach fajne jest jeszcze to, że cała rodzina jest razem i nie trzeba wcześnie wstawać. Dla mnie to fajny czas, bo lubię sobie pospać.

(mf)

Fot. M.Foltyn/UM Gliwice

Hand made pod choinką

warsztaty Muzeum

Za nami bardzo intensywny okres – przygotowania do Bożego Narodzenia. Generalne porządki, wielkie gotowanie i wreszcie duchowa zaprawa. Ale to nie wszystko – od początku grudnia w mieście trwały jeszcze inne przygotowania.

Fruwały kolorowe serwetki i wstążki, ścinki papieru, igliwie, grzał się ceramiczny piec, ostrym nożycom poddawał się filc. Co wyszło z tego zamieszania? Pożyteczne warsztaty i małe dzieła sztuki. 

W czasach zabiegania i sklepów, w których wszystko można kupić, coraz większą wartość zyskują rzeczy, które przygotujemy własnoręcznie. Dlatego w Gliwicach z roku na rok organizowanych jest coraz więcej warsztatów i spotkań, na których każdy, kto tylko ma czas i ochotę, może własnoręcznie wykonać ozdoby choinkowe, świąteczne stroiki czy prezenty dla najbliższych. Wystarczy odrobina chęci i czasu.

Bombka z Rynku

W tym roku na gliwickim Rynku świątecznych atrakcji nie zabrakło. Przechadzając się między drewnianymi domkami, w których nie brakowało pyszności, wyrobów ceramicznych, własnoręcznie szytych zabawek, biżuterii, świec, można było posłuchać świątecznych koncertów, podziwiać pięknie oświetlony Rynek i wziąć udział w kreatywnych warsztatach. Atrakcji było sporo – dziecięce rączki malowały, naklejały, zdobiły techniką decoupage’u, wycinały i wreszcie – obwiązywały kolorowymi wstążeczkami. Po warsztatach na Rynku na pewno pod choinkami w wielu gliwickich domach znajdzie się filcowa choinka, drewniana bombka wykonana techniką decoupage’u, renifer z drewnianych patyczków czy kolorowa karta świąteczna.

Warsztaty na Rynku cieszyły się sporą popularnością, pomimo niesprzyjającej aury. Dzieci wychodziły z warsztatowych namiotów zadowolone, z własnoręcznie wykonanymi prezentami: kolorowymi bombkami, reniferkami i ozdobami z filcu. Fot. Z.Daniec

Zrobiłam dużo bombek. Jedna jest dla mamy, jedna dla mojej wychowawczyni, a reszta dla taty, babci i dziadka. Wcale nie było ciężko, chociaż pobrudziłam kurtkę farbą. Ale się nie martwię, bo za to mam upominki dla wszystkich – mówi 7-letnia Oliwka, uczestniczka warsztatów na Rynku.

Gliwicki Jarmark Bożonarodzeniowy, który od początku grudnia, aż do świąt Bożego Narodzenia przyciągał gliwiczan na Rynek, został zorganizowany przez Miasto Gliwice i sfinansowany z miejskiego budżetu.

Anioły od Ceramików
Tradycyjnie do Świąt można było przygotować się u ceramików. W pracowni przy ul. Ziemowita piec do wypalania gliny prawie nie stygł. W jego wnętrzu pojawiło się mnóstwo drobiazgów, które znajdą się pod świątecznym drzewkiem.

Anielskie warsztaty rozpoczęliśmy już w listopadzie. Chcieliśmy, żeby każdy zdążył przygotować dla najbliższych oryginalny podarek. Uczestnicy warsztatów najchętniej formowali z gliny dekoracje świąteczne, świeczniki, anioły, choinki, ale też przedmioty użytkowe, które przydają się przez cały rok. Przedmioty wykonane z gliny i wypalone w piecu przetrwają lata. Bez wątpienia wartością dodaną jest fakt, że zostały przygotowane własnoręcznie, więc idealnie nadają się na prezent – tłumaczy Aleksandra Kwolek ze Stowarzyszenia Forum Ceramików.

Anielskie warsztaty przyciągają miłośników gliny i ceramiki. Wyroby powstające w pracowni przy ul. Ziemowita są niepowtarzalne, bo wykonane własnoręcznie i z wielką pasją. Fot. archiwum Forum Ceramików

Choinki z Meliny

W galerii Melina przy ul. Częstochowskiej dofinansowywane przez miasto warsztaty odbywają się przez cały rok. Są specjalne zajęcia dla chcących zgłębić tajniki różnych technik plastycznych oraz szczególne spotkania dla mam z dziećmi, na których powstają prawdziwe cuda. Przy jednym stoliku pracują mamy, przy drugim dzieci, które mają okazję nie tylko nauczyć się czegoś fajnego, ale też poznać nowe koleżanki i kolegów. W grudniu odbywały się tam warsztaty świąteczne – przy świątecznej herbacie z pomarańczą i goździkami w galerii powstawały bogato zdobione choinki, zimowe domki, kartki, świeczniki i całe mnóstwo innych okolicznościowych bibelotów.

Aniołki z patyczków. W galerii Melina powstają ozdoby z najróżniejszych materiałów. Fot. Stowarzyszenie Galeria Melina

W domu często nie mamy wszystkich materiałów potrzebnych do wykonania dekoracji, dlatego warto korzystać z możliwości, jakie stwarzają warsztaty. Nie muszę też chyba nikogo przekonywać, że znacznie lepiej jest przygotować prezent własnej roboty niż kupić gotowy. Ma on znacznie większą wartość – mówi „Miejskiemu Serwisowi Informacyjnemu – GLIWICE” Katarzyna Bąk ze Stowarzyszenia Galeria Melina.

Takie reniferki będą doskonałą świąteczną ozdobą w każdym domu. Dzieci przygotowywały je podczas warsztatów dla mam z dziećmi. Fot. Stowarzyszenie Galeria Melina

Muzeum wprowadza w atmosferę

Nie sposób godnie powitać Dzieciątka bez przygotowania. Na spotkanie z tradycją, obrzędowością i zwyczajami związanymi ze świętami Bożego Narodzenia zaprosiło - jak co roku - Muzeum w Gliwicach. Od początku grudnia w Willi Caro, Zamku Piastowskim i Oddziale Odlewnictwa Artystycznego trwały zajęcia dla grup szkolnych i przedszkolnych. W ich trakcie dzieci poznawały między innymi symbolikę stołu wigilijnego, słuchały o tym, jak najpiękniejsze ze świąt obchodzi się w śląskim domu i innych regionach Polski, zastanawiały się, co zrobić, by w dzisiejszych mikołajkach zachował się duch bezinteresownej dobroczynności historycznego Biskupa z Miry.

W Muzeum, podczas zajęć "Godne Święta w śląskim domu", dzieci tworzyły tradycyjne ozdoby choinkowe. Fot. archiwum Muzeum w Gliwicach

Również w soboty i niedziele, dla małych i dużych, rodziców z dziećmi i wszystkich, którzy chcieli się odrobinę wyciszyć przed przyjściem Dzieciątka, przygotowaliśmy spotkania i warsztaty. Popularność, jaką cieszyło się śpiewanie kolęd ludowych z kapelą Fedaków czy warsztaty rękodzieła, podczas których tworzyliśmy tradycyjne ozdoby świąteczne, to najlepszy dowód, że to, co wydawałoby się związane z przeszłością, wciąż ma w sobie aktualną dla nas wartość – mówi Ewa Chudyba, kierownik Działu Edukacji Muzeum w Gliwicach.(mf)

 

 

Mata należy do gliwiczanina

Sebastian Laskowski

Sebastian Laskowski, znany w Gliwicach trener judo, zdobył pierwsze miejsce w kategorii wagowej 73 kg na XVI Otwartych Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Masters w Judo, które odbyły się w Sobótce koło Wrocławia.

To nie pierwszy i zapewne nie ostatni sukces gliwiczanina.

Są ludzie, którzy nie potrafią usiedzieć na miejscu i z pewnością Sebastian Laskowski znajduje się w tym aktywnym gronie. Laskowski trenuje judo od szkoły podstawowej. Złapał bakcyla wraz z pierwszym wejściem na matę i ta pasja siedzi w nim do dzisiaj. Dlatego nie tylko zawzięcie trenuje, ale też stara się zarazić swoją pasją innych. Ukończył wychowanie fizyczne na Politechnice Opolskiej, jest czołowym zawodnikiem sekcji judo AZS Gliwice, posiada stopień 3 DAN, uprawnienia trenera II klasy judo oraz sędziego związkowego. Jest członkiem Kadry Narodowej, złotym medalistą Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży, wielokrotnym medalistą Akademickich Mistrzostw Polski Juniorów i Seniorów,
Mistrzem Polski Mastersów w latach: 2011, 2013, 2015, Mistrzem Europy Masters 10. Zajął też III miejsce w prestiżowym gliwickim Turnieju Mistrzów „Złoto Shoguna" 2012, został uznany za najpopularniejszego Sportowca Gliwic w plebiscycie „Dziennika Zachodniego" i portalu naszemiasto.pl. Jest wicemistrzem Europy Masters, które odbyły się w 2014 r. w Pradze, reprezentował nasz kraj na Mistrzostwach Świata Masters w Holandii.

Najnowszym, choć z pewnością nie ostatnim sukcesem Sebastiana Laskowskiego, jest złoty medal w kategorii M2 (kategoria wiekowa 34-38 lat) zdobyty pod Wrocławiem na XVI Otwartych Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Masters w Judo. W rywalizacji wzięło udział około 200 zawodników, m.in. z Polski, Czech, Słowacji, Niemiec i Ukrainy. Podczas zawodów masterów (zawodnicy powyżej 30 roku życia, klasyfikowani w różnych kategoriach wagowych rocznikami co cztery lata) świetnie poradził sobie również gliwiczanin Przemysław Zimowski – wywalczył drugie miejsce w wadze 100 kg.

Fot. A. Laskowska

Nie było łatwo, ponieważ z roku na rok moja kategoria się rozwija – po przerwach wracają mocni zawodnicy i jest coraz wyższy poziom. Oczywiście nie zniechęca mnie to. Lubię rywalizować, chcę też pokazać młodzieży, którą trenuję, że można ćwiczyć w każdym wieku i jeśli wytrwale dąży się do celu, to można go osiągnąć  – mówi Sebastian Laskowski, od 10 lat trener judo w założonej przez siebie szkole Kata Guruma (nazwa pochodzi od niezwykle trudnej techniki judo) i dodaje - Przy okazji dziękuję sponsorom: firmie Szostak i Duda, Krzysztofowi Juszczykowi z firmy ZM Nove oraz moim kolegom z Team-u Markowi Głodkowi, Przemysławowi Zimowskiemu i Bartoszowi Garszteckiemu.

Sportowcom czas płynie szybciej niż większości z nas. Nie mają chwili na odpoczynek czy bierne oczekiwanie, dlatego Sebastian Laskowski myśli już o kolejnym sezonie.

Przygotowujemy się do powstania Ligi Masters w Polsce. Osobiście marzy mi się udział w Mistrzostwach Europy, które odbędą się w czerwcu w Grecji. Moim celem jest też kurs trenerski w Kodokanie w Japonii, kolebce judo oraz medal na mistrzostwach świata – zdradził „Miejskiemu Serwisowi Informacyjnemu – GLIWICE” Sebastian Laskowski.

(mf)

Fot. A.Laskowska

Dobry start gliwickich zawodników ju-jitsu

Zawodnicy gliwickiego klubu BJJ Factory wywalczyli 6 złotych medali na zakończonych w niedzielę Mistrzostwach Polski Ju-Jitsu Seniorów.

Złoty medal i tytuł Mistrza Polski wywalczyli:

  • Sonia Lniany w kategorii 62 kg, instruktorka judo w klubie BJJ  Factory,
  • Paweł Bańczyk w kategorii 85 kg, trener BJJ Factory
  • Piotr Dudziński w kategorii 66 kg, uczeń gliwickiego liceum.
  • oraz  Agnieszka, Wojtek i Tomek, których przeciwnicy nie stanęli do walki.

186. medal w historii gliwickiego klubu dorzucił Paweł Bańczyk w kategorii open, w której wywalczył srebro. 187. medal, tym razem brązowy, dołożył Piotr Dudziński w kategorii open no-gi.

Oprócz medali i tytułów Mistrza Polski,  zawodnicy walczyli o punkty w klasyfikacji Kadry Narodowej.

W Kadrze Narodowej Polski jest dwoje gliwickich zawodników: Ania Łach i Paweł Bańczyk, a szanse na awans mają Wojciech Gryz, Piotr Dudziński, Agnieszka Durmowicz, Tomasz Paczka i Sonia Lniany.

Organizatorem odbywających się w Sochaczewie zawodów był Polski Związek Ju-Jitsu.

Rok 2016 był bardzo udany dla gliwickiego klubu BJJ Factory.

W czerwcu Ania Łach wygrała w Belgii Puchar Europy oraz  Germany Open w Niemczech. W prestiżowych zawodach na Cyprze i w Paryżu wywalczyła brązowe medale.

Paweł Bańczyk wygrał w maju zawody Paris Open, a na Mistrzostwach Świata Ju-Jitsu zdobył dwa srebrne medale: indywidualnie i drużynowo.

Wysoka forma zawodników gliwickiego klubu BJJ Factory zaostrza apetyty kibiców przed obfitującym w wielkie sportowe wydarzenia sezonem 2017.