Aktualności | Szymon Wąs - champion z Gliwic

Szymon Wąs -  champion z Gliwic

Szymon Wąs - champion z Gliwic

Veröffentlicht: 30.04.2015 / Abschnitt: Sport 

Mimo, że ma dopiero 24 lata, od wielu lat z sukcesami reprezentuje Polskę w kickboxingu. Zdobył dziesiątki medali i tytuły mistrzowskie najlepszych federacji. Jest wielokrotnym Mistrzem Polski.

Specjalizuje się w formule full contact. Ma na swoim koncie m.in. Mistrzostwo Europy   i Mistrzostwo Świata Amatorów (juniorów i seniorów). O swojej przygodzie z kickboxingiem opowiada nam Szymon Wąs – utalentowany wojownik, który na co dzień trenuje w gliwickim klubie Najemnik. 

W ubiegłym roku Szymon Wąs został laureatem Nagrody Prezydenta Miasta Gliwice w dziedzinie sportu za wyjątkowe wyniki sportowe, które osiągnął na polskich i zagranicznych ringach

Gdy zaczęliśmy naszą rozmowę i zapytałam cię o wszystkie trofea, które wywalczyłeś – przyznałeś, że masz ich naprawdę sporo  i zabrałeś ze sobą tylko wybrane. Masz na swoim koncie wiele sukcesów, sporo medali i mistrzowskie pasy. Ostatnio zająłeś III miejsce na Mistrzostwach Polski w Lubaniu pod Poznaniem w kategorii wagowej do 86 kilogramów. Z którego sukcesu jesteś  najbardziej zadowolony?

Z każdego jestem dumny. Każdy medal i każda wygrana daje radość. Jest spełnieniem marzeń. Każda wygrana ma swoją wartość. Najnowszy, z trzech moich pasów, wywalczyłem w Irlandii, w trudnym starciu z zawodnikiem starszym ode mnie o kilkanaście lat. Przygotowując się do tej walki w miesiąc zrzuciłem 6 kilogramów. To kosztowało mnie wiele wyrzeczeń.

Masz dopiero 24 lata, a możesz się pochwalić tytułami mistrzowskimi w największych kickboxerskich federacjach świata (WKO, BFAK, WKN). Zdobyłeś tytuły Mistrza Europy i Świata. Przeszedłeś jednak długą, sportową drogę. Jak to się wszystko zaczęło?

Zaczęło się kiedy miałem 7 lat, na początku szkoły podstawowej. Na pierwszy trening zaprowadził mnie ojciec, który do dziś pomaga mi w karierze. Na początku trenowałem karate, ale po 3 latach zauważyłem że nie robię postępów i zmieniłem klub na Gliwicki Klub Walk Wschodnich Najemnik, który reprezentuję do dzisiaj. Pod okiem trenera Bartłomieja Pawlusa zdobyłem wszystkie ważne osiągnięcia, które mam na swoim koncie. Moim pierwszym trenerem, który ustala mój program treningów i bez którego to wszystko nie byłoby możliwe, jest Cezary Podraza (wielokrotny mistrz świata w kickboxingu).

Trenowanie wiąże się pewnie z wieloma wyrzeczeniami. Jak często i ile trzeba trenować, żeby być w dobrej formie?

W okresie przygotowań do zawodów treningi są codziennie, a czasem nawet dwa razy dziennie. Pogodzić je z pracą nie jest łatwo. Wyrzeczenia, na każdym kroku, były już od najmłodszych lat. Kiedy koledzy wyciągali mnie, żebym poszedł  pograć w piłkę, wyjechał z nimi na wycieczki czy po prostu się spotykał ja często musiałem odmawiać bo szedłem na trening. A po treningu nie było już na nic siły.

To wymaga sporego samozaparcia. Przekłada się to jakoś na inne dziedziny twojego życia?

Bardzo. To przede wszystkim systematyczność, która wchodzi w krew. Trenowanie ukształtowało mój charakter i myślę, że można na mnie polegać. Sport uczy też pokory, więc nie obrastam w piórka.

Kickboxing ma różne formuły: full contact, semi contact, light contact. Jest też boks tajski. Która z tych formuł jest ci najbliższa    i czym różni się od pozostałych?

Specjalizuję się w formule full contact. Jest to walka na ringu, w pełnych rękawicach, w której uderzenia zadajemy od pasa w górę używając rąk i kopnięć, ale nie wolno bić łokciami i kolanami. Light contact to walka na macie, z ograniczoną siłą ciosu. Formuła semi contact jest przerywana po każdym zdobytym punkcie. Od tego rodzaju walk zaczynałem, miałem wtedy 10 lat. Nie odpowiada mi walka w boksie tajskim, gdzie dokładamy dodatkowo kopnięcia na udo - tak zwany low kick. Miałem okazję spróbować karate, ju-jitsu. Trenuję też boks w klubie GUKS Carbo   w Gliwicach. Od wieku juniorskiego stawiam jednak na full contact i tego się będę trzymał.

Masz doświadczenie reprezentacyjne. Od wielu lat reprezentujesz Polskę w kickboxingu na zagranicznych ringach. Jak czułeś się występując po raz pierwszy z orzełkiem na piersi?

Za każdym razem jest to duże przeżycie. Nie reprezentujesz tylko siebie, swojego miasta czy regionu, ale cały kraj. Zawsze, kiedy wyjeżdżamy z kadrą, czuję się w równym stopniu reprezentantem swojego miasta. Koledzy z reprezentacji i trenerzy tak właśnie mnie widzą: jako chłopaka z Gliwic, ze Śląska, bo od wielu lat jestem przeważnie jedynym zawodnikiem z naszego regionu w gronie reprezentantów.

Trenujesz z myślą o konkretnym celu? Jakie sportowe wyzwania przed Tobą?

W najbliższym czasie sporo się będzie działo. Od ósmego  do dziesiątego maja mamy Mistrzostwa Polski w formule light contact w Lesznie, na które się wybieram. Tydzień później mamy zgrupowanie kadry. Tam trener będzie wybierał ścisłą czołówkę reprezentantów na wyjazdy w tym roku m.in. na Puchar Świata do Rimini czy turniej w Oslo.

Podróże. Tego chyba mogę ci zazdrościć? Jesteś reprezentantem Polski. Odwiedziłeś pewnie najbardziej urocze zakątki globu?

Faktycznie dużo podróżuję. Z kadrą latamy w różne zakątki świata. Szczególnie miło wspominam ostatni wyjazd, w grudniu. W tym czasie w Polsce było już zimno, szaro a my wygrzewaliśmy się na leżakach i pływali w hotelowym basenie  w Turcji. Ale to tylko chwila relaksu – większość wyjazdu to jednak ciężka praca. Czasu na zwiedzanie niestety nie mamy.

(mag)