Aktualności | „W cieniu zakwitających dziewcząt”

„W cieniu zakwitających dziewcząt”

„W cieniu zakwitających dziewcząt”

Published: 18.08.2016 / Section: Miasto 

W tym odcinku wakacyjnego cyklu „W poszukiwaniu…”, który zastąpił "Kolory miasta", będę nieco przewrotna.

W opozycji do patronującego odcinkowi tytułu części quasi-autobiograficznej, wielotomowej powieści M. Prousta „W cieniu zakwitających dziewcząt”, skupię się na detalach fasad i rzeźbach obrazujących… męski świat!

A że jeszcze trwa olimpiada, to na początku muszę wspomnieć o intrygującej dekoracji, którą można zobaczyć na jednej ze ścian przejazdu bramnego przy ulicy Chudoby w Gliwicach – płaskorzeźbę przedstawiającą rydwan. Ten dwukołowy pojazd antyczny, do którego zaprzężono dwa rumaki, zbudowany jest z podestu z podparciem z przodu i boków, na którym stoi powożący. Takie pojazdy znane i używane były m.in. w starożytnej Grecji i Rzymie. Na igrzyskach czy pochodach triumfalnych nie mogło ich zabraknąć. Bardzo malowniczy i męski motyw, który jako pełnoplastyczne rzeźby czy płaskorzeźby był wykorzystywany przez artystów do obrazowania siły, potęgi, triumfu. Również symbol słońca – Helios, bóg słońca, codziennie ze wschodu na zachód prowadził po niebie rydwan, a właściwie kwadrygę, ponieważ zaprzęg ciągnęły cztery, nie dwa, wierzchowce.

Gliwicki starożytny pojazd i woźnica są przedstawieni w sposób bardzo dynamiczny. Tak ekspresyjny, że uzdy trzymające konie się pozrywały. Oczywiście to żart, skórzane pasy należy z powrotem umieścić w dłoniach woźnicy. Widać, to ten element okazał się najmniej wytrzymały i najmniej odporny na upływ czasu. Artysta wykonujący to dzieło zadbał o każdy, najdrobniejszy szczegół. Wysiłek, jaki maluje się na twarzy powożącego pojazd mężczyzny, pędzące konie z rozwianymi grzywami sprawiają wrażenie, że biga (inna nazwa rydwanu) wyskoczy na nas ze ściany. Wiem, że mieszkańcy planują remont tego niecodziennego detalu. Czy w innym mieście możemy spotkać ten temat? Tak, na przykład w Katowicach, płaskorzeźba z kwadrygą dekoruje elewację kina Rialto.

Jeżeli już poruszamy temat starożytnych pojazdów, to nie sposób nie wspomnieć o filmie „Rydwany ognia” z 1981 roku, w reżyserii Hugh Hudsona. Według mnie to jeden z piękniejszych filmów obrazujących sport, z zapadającą w pamięć muzyką Vangelisa. Powstał na kanwie prawdziwej historii dwóch biegaczy, którzy wzięli udział w letnich igrzyskach olimpijskich w 1924 roku. A skąd pomysł na tytuł? To fragment wiersza Williama Blake’a, „Jeruzalem”: „Mój łuk złocisty niech przyniosą/ I moje strzały pożądania:/ I moją włócznię: O niebiosa!/ Mój rydwan ognia niech tu stanie”.

Niezapomnianym widokiem była wystawa plenerowa olbrzymich, pomnikowych dzieł Igora Mitoraja przedstawiających mężczyzn przypominających starożytne posągi, które w 2003 roku były prezentowane na krakowskim rynku. Krytycy trochę złośliwie komentowali ogromne zainteresowanie jego rzeźbami mówiąc, że są to jedyne dzieła, których gołębie nie zabrudzą. Spłoszą je fotografujący turyści. Skąd ta kąśliwa nuta w recenzjach? Może dlatego, że Mitoraj proponował sztukę zrozumiałą, piękną dla odbiorcy, w domyśle łatwą. Jednak twórczo przetwarzając antyczne inspiracje w swoisty, niepowtarzalny sposób. Znowu sformułowanie jakiegoś krytyka – „ilustrator mitologii” – jest w jego przypadku zbyt wąskie i zbytnio upraszcza twórczość Mitoraja. Mnie najbardziej frapuje w jego rzeźbach fragmentaryczność antycznego piękna. Raz jest to część twarzy zredukowana do ust, innym razem cała postać, ale zdekompletowana lub z powycinanymi prostokątnymi otworami kryjącymi następne rzeźby. Świetnie oddaje dążenie do piękna i niemożność spełnia tego pragnienia. Ja tak to odbieram, a co artysta miał na myśli? Może zupełnie coś innego. Nieważne. Sztuki nie powinno się tłumaczyć.

Ewa Pokorska Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków

PS: Wracając do poprzedniego odcinka – już wiem, gdzie było kino na Trynku. Poinformowała mnie o tym studentka architektury, Magda. W budynku zlokalizowanym na rogu ul. Kilińskiego i ul. Piastowskiej. Teraz mieści się tam biblioteka.

Fot. E.Pokorska