Fot. archiwum M. Bradela
Gliwiczanin Michał Bradel pieszo okrążył Bałtyk
Published: 17.09.2024 / Section: MiastoMichał ma 22 lata i sporo przeszedł – dokładnie 4042 km dookoła Bałtyku. Zrobił to w 105 dni. Po ponad trzymiesięcznej wędrówce dotarł na gliwicki Rynek w deszczu. Zmęczony, ale szczęśliwy. Dziś opowiedział o wyprawie prezydent Gliwic, która mocno mu kibicuje.
Udało się, zrobiłem to! – kończy wyprawę Michał Bradel wpisem na swoim facebooku. Gdy ktoś wyznaje zasadę, że nie ma rzeczy niemożliwych, to nie może się nie udać.
Wyruszył z Gliwic 2 czerwca spod gliwickiej Radiostacji
Najtrudniej było na początku, w drodze do Wrocławia, gdy jeszcze mięśnie nie były rozgrzane, a krok nie nawykł do transowego rytmu, który pozwala iść przed siebie… na koniec świata. Niemcy Michał przeszedł w 36-stopniowym upale i stoczył walkę z dzikimi psami zakończoną wzywaniem karetki. Otwartość Duńczyków go zachwyciła, w deszczowej Szwecji rozbijał namiot na dziko (bo wszędzie wolno) i wypoczywał na Wyspach Alandzkich. W bogatej kulturowo Finlandii zaskoczył go dystans ludzi, podobny do szwedzkiego, w Estonii trafił na bagna i musiał zrzucić plecak, żeby wykaraskać się z gęstych rozlewisk, które wciągnęły go po pas.
– W takich sytuacjach trzeba mieć otwarty umysł, działać szybko, ale nie panikować. Podróżuję sam i wyznaję zasadę – sam się w to wpakowałeś, sam musisz z tego wyjść – mówi Michał, który do wypraw przygotowuje się nie tylko mentalnie, ale też fizycznie – przez wiele miesięcy biega z obciążeniem i ćwiczy. Przygotowuje też trasę i gromadzi sprzęt. Teraz studiuje psychologię, ale to plan B. Plan A to podróże. Michał twierdzi, że każdy ma w życiu swoją drogę. On swoją chce przejść.
Trzy pary butów do kosza i odchudzanie plecaka
Gliwiczanin opowiada, że to co łączy jak klamra jego podróże, to życzliwi ludzie, zwłaszcza w Polsce. Gdy wędrował dziennie potrafiło zatrzymać się nawet czterech kierowców proponujących podwózkę. Odmawiał, bo przecież ma wędrować o własnych siłach. Jeden nie mógł zrozumieć odmowy, skoro pierwszy raz zdecydował się zabrać autostopowicza. Tyle, że Michał autostopowiczem nie jest. Bywało też, że kierowcy odjeżdżali i wracali z butelką wody.
W połowie drogi, gdy Michał przeszedł już 2000 km, zrobiło mu się żal, że koniec podróży już blisko. Zużył doszczętnie trzy pary butów. Z czasem odchudzał też swój plecak. Gdy wyruszał z Gliwic, dźwigał ponad 15 kg – namiot, kuchenkę gazową, karimatę, ubrania, trochę jedzenia – na późniejszym etapie podróży okaże się, że do najbliższego sklepu trzeba iść nawet 30 km. A woda jest ciężka. Na szczęście przez większą część trasy można ją czerpać z jezior, rzek, a nawet kałuż i zastosować filtry. Jedzenie należy mieć ze sobą – Michał żywił się głównie tuńczykiem z puszki i orzechami, które zapewniają odpowiednią dawkę węglowodanów, kalorii i białka. Ciepły posiłek raz na dwa tygodnie. Dlatego szybko wyeliminował kuchenkę gazową, a po opuszczeniu półwyspu Skandynawskiego ciepłą kurtkę. Plecak odchudził też, zmieniając stelaż namiotu, gdy pierwszy się połamał. Udało się zejść do 10 kg.
Dla Michała
Wyprawę Michał zakończył w deszczu. Na gliwickim Rynku witała go rodzina i przyjaciele, którzy mu kibicowali i wspierali.
– Trzeba mieć odpowiednie podejście do wyprawy, do życia zresztą też. Gdy pada, udaję, że wcale nie pada. Zresztą, gdy jestem cały przemoczony, to już i tak nie ma znaczenia. Trzeba iść. Z przekonaniem, że słońce świeci, tyle że za chmurami – podsumowuje Michał Bradel. – Trzeba też pamiętać, że szczęście można rozpatrywać wyłącznie jako wykorzystanie swoich możliwości. Innego szczęścia nie ma, jest tylko odpowiednie przygotowanie – dodaje.
Michał miał szczególną motywację – szedł, by uzbierać pieniądze na leczenia Michała Stępniaka, chłopca, który urodził się m.in. z niedorozwojem kończyn i wadą wzroku, a mimo to podejmuje heroiczną walkę o siebie – gra w piłkę, jeździ na nartach. Na jego leczenie udało się zebrać 25 tys. zł. Zbiórka nadal trwa na portalu siepomaga.pl. (mf)