Co zyskamy dzięki metropolii?
Publié: 03.03.2017 / Section: Miasto Życie i stylO nadziejach związanych z powołaniem metropolii rozmawiamy z Zygmuntem Frankiewiczem – prezydentem Gliwic i prezesem Związku Miast Polskich.
W minionym tygodniu uczestniczył Pan w pracach sejmowych komisji zajmujących się przygotowaniem ostatecznej treści rządowego projektu ustawy metropolitalnej. W trakcie obrad pojawiły się pewne postulaty, poprawki. Jakie? Czego dotyczyły?
Poseł PO (Marek Wójcik – przyp. red) zgłosił sporo różnych propozycji, z których część – moim zdaniem – była całkiem racjonalna. Uważam, że powinna zostać „kupiona” przez twórców obecnego projektu. Jedna z zaproponowanych zmian zakładała zmniejszenie limitu populacji, od którego można byłoby związek metropolitalny powołać. Zgodnie z projektem jest to możliwe pod warunkiem, że do metropolii wejdą jednostki samorządu terytorialnego (gminy) liczące łącznie co najmniej dwa miliony mieszkańców. A już przecież wiadomo, że prezydent Jaworzna (Paweł Silbert – przyp. red) nie chce wejść do metropolii. Nic na siłę. Jaworzno to nie jest duże miasto, ale te ok. 100 tys. ludzi może de facto zdecydować o możliwościach powołania metropolii. W tej chwili jesteśmy na granicy wymogu populacyjnego.
Trzeba będzie metropolię sztucznie rozszerzać?
Po co na siłę rozszerzać związek o tereny wiejskie? Tylko po to, aby spełnić wymogi ustawowe? Ustawa jest adresowana wprost do konurbacji górnośląskiej. Nikt inny z niej efektywnie nie skorzysta, więc – raz jeszcze podkreślę – pomysł zmniejszenia limitu populacyjnego był pomysłem dobrym. Takich pomysłów i propozycji było więcej. Wszystkie zostały odrzucone z automatu. Taki jest niestety obyczaj, nie tylko w tej kadencji Sejmu. Co zaproponuje opozycja, rządzący od razu odrzucają. To szkodliwe.
Wygląda na to, że ustawa metropolitalna jest już naprawdę blisko. Co prawda miała być głosowana w ubiegłym tygodniu, a będzie prawdopodobnie dopiero w przyszłym. Pytanie tylko czy nie zabraknie czasu…
Metropolia ma powstać 1 lipca, z rozpoczęciem działalności od 1 stycznia przyszłego roku. Dwa tygodnie zwłoki w przyjęciu ustawy mogą nieco pokomplikować dotrzymanie tych terminów. Jestem jednak dobrej myśli, powinno się udać. Trzeba jednak pamiętać, że jak zwykle bardzo dużo będzie do zrobienia po stronie samorządów, a to też zabiera czas. Prawdziwych problemów spodziewałbym się dopiero po uchwaleniu ustawy, kiedy to trzeba będzie podejmować już jakieś realne działania, na które wszyscy przecież liczymy.
A konkretnie jakich problemów?
Konieczna jest zgodna i umiejętna współpraca wszystkich uczestników nowego związku metropolitalnego. To będzie trudne wyzwanie. Wszystko zależy od ludzi – prezydentów, burmistrzów, wójtów. Jeżeli będzie zgoda, to jest szansa, że stosunkowo szybko odczujemy pozytywne zmiany. Jeśli nie – poczekamy na nie dłużej, ale myślę, że docelowo i tak związek metropolitalny okaże się potrzebny.
Jednym z punktów zapalnych może być pomysł zintegrowania transportu publicznego. Zamiast kilku operatorów byłby jeden, dla wszystkich…
Sama ustawa nie narzuca żadnej integracji. Dopuszcza istnienie wielu organizatorów transportu publicznego. Nowa metropolia nie musi przejąć tej organizacji, ale powinna. Związek metropolitalny bez wspólnego transportu publicznego jest nieporozumieniem. Od tego trzeba zacząć, to najważniejsze zadanie.
Czyli KZK GOP do likwidacji?
W tej formie tak. KZK GOP powinien zostać wygaszony i wtedy nowy związek mógłby przejąć organizację transportu publicznego na całym swoim obszarze. To byłaby istotna zmiana. Oferta byłaby na pewno lepsza, a nie byłaby droższa. Jeden spójny rozkład jazdy, wspólny bilet. Myślę, że związek metropolitalny powinien iść w taką stronę. Jak najszybciej powinny też rozpocząć się rozmowy na temat kolei metropolitalnej. Pamiętajmy, że w tej chwili możemy jeszcze pozyskać środki unijne w perspektywie finansowania na lata 2014 – 2020. Trzeba się spieszyć, czas ucieka, a to są skomplikowane projekty.
I to byłby zysk dla każdego z nas we wspólnej metropolii…
Najwięcej obiecuję sobie właśnie po możliwości utworzenia kolei metropolitalnej. Trochę na wzór gliwickiej kolei miejskiej, o którą staramy się od lat, tylko w skali całej konurbacji. Mamy przecież bardzo rozbudowaną sieć kolejową w regionie, bardzo mało wykorzystywaną do transportu publicznego – a to mogłoby się zmienić z korzyścią dla mieszkańców i budżetów miast, dlatego że transport kolejowy, wbrew pozorom, jest tańszy od tramwajowego. Trzeba wybudować więcej przystanków i cały transport odpowiednio zorganizować.
A gdyby pójść o krok dalej, uwolnić wodze wyobraźni i… zaproponować budowę metra…
W przestrzeni publicznej można spotkać wszelkie pomysły, nawet budowę metra w konurbacji górnośląskiej. Na poważnie ten pomysł nigdy nie był stawiany. To nie ma racji bytu. Warto wiedzieć, że metrem w wielu miastach na świecie nazywana jest też kolej naziemna. Raczej w tym kierunku warto iść. Budowa metra jest niesłychanie droga, a my – podkreślę to raz jeszcze –mamy bardzo rozbudowaną sieć kolei naziemnej, z której – póki co – korzystamy w niewielkim stopniu.
Co jeszcze moglibyśmy zyskać dzięki nowej metropolii?
Cieszyłbym się, gdyby była wspólna promocja. Wspólne pozyskiwanie inwestorów. A także reprezentowanie interesów metropolii na zewnątrz. To już byłoby dużo. Nie chciałbym snuć bardzo optymistycznej wizji przyszłości, ale widzę cały szereg zadań, które krok po kroku nowy związek metropolitalny mógłby podejmować.
A powinien to robić zdecydowanie efektywniej niż działający od około dekady Górnośląski Związek Metropolitalny, o którym głośno było właściwie tylko na samym początku jego działalności…
Przy obecnie istniejącym prawie nie możemy przekazywać wydzielonych zadań do związku metropolitalnego. Jest zasada: albo wszystko, albo nic. GZM powstał po to, by przejąć część zadań od części miast wchodzących w skład konurbacji górnośląskiej. Powinien zajmować się tym co wspólne, a co nie jest możliwe do zrealizowania przez jedno – nawet największe miasto. Przykład – Drogowa Trasa Średnicowa, która moim zdaniem powinna być zarządzana przez związek metropolitalny. Niestety w obecnym stanie prawnym nie ma możliwości, by przekazać ją w zarząd GZM. Nowa metropolia będzie mogła realizować wydzielone zadania. Jest to szczegółowo opisane w projekcie ustawy. To bardzo ważna sprawa, jedna z kluczowych.
A inne kluczowe sprawy dotyczące nowej metropolii?
Za metropolią idą konkretne pieniądze, czyli udział w podatku dochodowym od osób fizycznych w wysokości 5 proc., co daje ok. 250 mln zł rocznie. Za takie środki można podejmować i zadania, i wyzwania. Wyzwaniem może być właśnie kolej metropolitalna, a zadaniami szereg innych mniejszych czynności – np. projektowanie dróg dla konurbacji. Planowanie przestrzenne. Nie chodzi o to, by związek zastępował miasta czy gminy w planowaniu przestrzennym, ale aby był wsparciem w koordynacji dużych przedsięwzięć, które służą albo będą służyły do obsługi całej metropolii. Przykład – Centrum Kongresowe w Katowicach czy Hala Gliwice – obiekty przeznaczone dla całej metropolii. Nowy związek ma mieć możliwości decyzyjne, a to już jest realne narzędzie, więc tym razem powinno być znacznie lepiej.
Kiedyś mówiło się o jednym wielkim mieście – SILESIA. Wiemy, że temat został nie do końca zrozumiany. Ale większa niż obecnie współpraca, a nie tylko rywalizacja poszczególnych śląskich miast w nowej metropolii będzie możliwa?
Z czasem integracja powinna być zacieśniona. Ale najpierw trzeba wesprzeć miasta, które nie mają zbyt optymistycznych perspektyw rozwojowych. Może należałoby zdecentralizować samo województwo.
Coraz częściej podnoszone są głosy, że rząd nie sprzyja samorządom, na różne sposoby ogranicza ich kompetencje. Czy w tym kontekście nie obawia się Pan, że rola nowej metropolii będzie marginalizowana?
To co się dzieje aktualnie jest zagrożeniem dla państwa. W tej chwili zmieniany jest model ustrojowy. Podstawą obecnie funkcjonującego modelu państwa są przecież samorządy i zasada pomocniczości państwa, czyli przybliżenie władzy do obywatela. To obywatele powinni mieć wpływ na decyzje, które ich dotyczą. Samorząd to właśnie realizuje, a obecnie mamy do czynienia z trendem zupełnie odwrotnym. Samorządom odbiera się kompetencje i to na dużą skalę. Przy zmianach prawnych prawie w każdej dziedzinie, która dotyczy samorządu, pojawia się centralizacja. Przykłady można mnożyć. Chociażby ostatnie zmiany w wojewódzkich funduszach ochrony środowiska czy plany związane z funkcjonowaniem urzędów pracy i nadzoru budowlanego. Słyszymy o zamiarach zmian w ordynacji wyborczej, wielu innych ustawach, które dotyczą samorządów. Po takich zmianach samorządy mogą być słabsze. A osłabione samorządy, to słabsze państwo.
(as)