Aktualności | „W ciszy odpoczywam...”

 „W ciszy odpoczywam...”

„W ciszy odpoczywam...”

Published: 22.04.2022 / Section: Kultura 

Adam Zając – gliwiczanin, muzyk Gliwickiej Orkiestry Kameralnej, kierownik sekcji instrumentów smyczkowych i gitary w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. L. Różyckiego w Gliwicach, zastępca koncertmistrza w Filharmonii Zabrzańskiej. W rozmowie z „Miejskim Serwisem Informacyjnym – Gliwice” zdradza, co podobało mu się podczas tournée w Stanach Zjednoczonych i czy po godzinach spędzonych w sali prób ma jeszcze ochotę słuchać muzyki.

Proszę opowiedzieć o trasie koncertowej w Stanach Zjednoczonych. Z kim Pan tam pojechał?

To było tournée Filharmonii Lubelskiej im. Henryka Wieniawskiego pod batutą Wojciecha Rodka, które zorganizowała agencja Columbia. Wykonywaliśmy między innymi Koncert skrzypcowy d-moll Henryka Wieniawskiego – patrona orkiestry. W repertuarze mieliśmy także utwory Beethovena, Brahmsa i Rossiniego. Nasze występy szły „płytowo”. W języku muzyków oznacza to, że nie było żadnych usterek. Wielkie brawa należą się też towarzyszącym nam na trasie solistom – wybitnej skrzypaczce młodego pokolenia Sarze Dragan i pianiście Tomaszowi Ritterowi, który wygrał I Międzynarodowy Konkurs Chopinowski na Instrumentach Historycznych. Dla mnie, prywatnie, ważne było to, że w tournée wzięła udział również moja żona – Ewa Zając, wspaniała skrzypaczka i pedagog w naszej gliwickiej szkole muzycznej. Wspólnie przeżyte tournée pozostanie w naszych sercach i pamięci na zawsze.

Czy występował Pan w Stanach Zjednoczonych po raz pierwszy?

Tak i ten kraj zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Zagraliśmy 30 koncertów w 30 różnych salach, występowaliśmy w 17 stanach. W dwa miesiące przejechaliśmy 15 tys. km. Dla muzyka były to bardzo ciekawe doświadczenia, bo niemal codziennie pracowaliśmy w innej akustyce.

Gdzie podobało się Panu najbardziej?

Oczywiście na salach koncertowych (śmiech). Są to wspaniałe obiekty architektoniczne, ale jako muzyk bardzo cieszyłem się przede wszystkim z reakcji publiczności. W USA owacje są bardzo żywiołowe i takie też były podczas naszych występów. Ale nie samą pracą człowiek żyje – podczas trasy mieliśmy też okazję sporo pozwiedzać. Na Manhattanie w Nowym Jorku przeszliśmy z kolegami z orkiestry blisko 20 km wzdłuż wieżowców! Bardzo podobały mi się też Waszyngton, Boston i Chicago. Cała nasza trasa zaczęła się na Florydzie, która przywitała nas letnią pogodą i wspaniałą tropikalną przyrodą. Oczywiście jako fan motoryzacji musiałem zobaczyć tor Daytona [Daytona Beach Road Course – tor wyścigowy używany przez serię NASCAR – dop. red.].

Pracuje Pan jako pedagog w gliwickiej szkole muzycznej. Co jest trudniejsze – występowanie na scenie czy uczenie innych?

Oba zadania są ze sobą ściśle powiązane. Jako młody uczeń i potem student byłem wychowankiem koncertujących muzyków. Uważam to za ogromną zaletę, chociaż oczywiście wśród nauczycieli gry na instrumentach są także wybitni muzycy, którzy już nie koncertują. Niemniej występy na scenie i przekazywanie wiedzy innym to dwie różne płaszczyzny, trudno je porównać. W występach estradowych na pierwszy plan wysuwa się samodzielne przygotowanie do wykonania utworu. Muzyk musi wziąć odpowiedzialność za to, co usłyszy publiczność. Działalność pedagogiczna to natomiast coś wyjątkowego, możliwość pracy ze zdolną młodzieżą. Moim zadaniem jest przygotowanie ucznia do występu, ale kiedy wychodzi na estradę, wszystko jest w jego rękach, a ja trzymam kciuki za jego udany występ.

Niektórzy uważają, że skrzypce to najtrudniejszy do opanowania instrument muzyczny. Co na to zawodowy skrzypek?

Faktycznie gra na skrzypcach nie należy do łatwych. Zresztą mistrzowska gra na jakimkolwiek instrumencie jest bardzo wymagająca. Wszystko jedno, czy będą to skrzypce, wiolonczela, trąbka, instrumenty perkusyjne. Jeżeli ktoś chce być mistrzem, musi dużo ćwiczyć – nie ma innego sposobu.

A kiedy Pan zdecydował, że będzie grał właśnie na skrzypcach?

Edukacja muzyczna w Polsce standardowo rozpoczyna się w momencie podjęcia nauki w szkole muzycznej, czyli w wieku 7 lat. Ja akurat byłem uczniem Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w Katowicach. Rodzice stwierdzili, że powinienem iść na przesłuchanie. W ten sposób związałem się z muzyką i ten związek trwa do dziś.

Jaką muzykę lubi Pan grać, a jakiej słuchać?

Na co dzień bardzo dużo słucham tej muzyki, którą gram (śmiech). Mam na myśli próby, koncerty, których jest bardzo dużo. Nie ukrywam jednak, że bardzo cenię sobie ciszę – podczas jazdy samochodem, w domu. W ciszy odpoczywam. Jeżeli chodzi jednak o inne niż klasyczne gusty muzyczne, to bardzo lubię śląski zespół Carrantuohill. To fantastyczna muzyka irlandzka, od czasu do czasu zdarza nam się też współpracować.

Jakie są Pana plany na przyszłość?

Obecnie działalność artystyczna w Polsce jest bardzo ożywiona. Koncertów w naszym regionie nie brakuje, biorę udział w wielu z nich. Bardzo cieszy mnie też praca dydaktyczna, którą prowadzę w gliwickiej szkole muzycznej. Przy okazji – zachęcam wszystkich rodziców, by zaprowadzili swoje dzieci na przesłuchanie do Państwowej Szkoły Muzycznej w Gliwicach. Zwłaszcza że od września będziemy pracować w nowej siedzibie przy ul. Ziemowita. Nie możemy się już doczekać przeprowadzki, szczególnie że w nowym budynku będziemy mieć do dyspozycji salę koncertową z prawdziwego zdarzenia.